Piątek, 26 kwietnia 202426/04/2024
690 680 960
690 680 960

Sądził, że celuje do dzika, zastrzelił 16-latka. Kiedy usłyszał krzyki, postanowił uciec

Mężczyzna, który odpowiada za śmierć 16-latka w Kluczkowicach usłyszał już zarzuty. Trafił do aresztu. Nie bez winy jest również przebywający z nim kolega, który chciał kryć 51-latka.

Są już znane wstępne okoliczności tragedii w Kluczkowicach w powiecie opolskim. Intensywna praca funkcjonariuszy oraz prokuratury doprowadziła do zatrzymania i postawienia zarzutów dwóm mężczyznom. Jeden z nich odpowie za śmierć 16-letniego Imaliego, drugi za nieudzielenie chłopcu pomocy oraz mataczenie w śledztwie.

Jak już informowaliśmy, w niedzielę 1 listopada trzej chłopcy, uczniowie Zespołu Szkół Zawodowych imienia Stanisława Konarskiego w Opolu Lubelskim, wyszli z internatu szkolnego i udali się do pobliskiego sadu na jabłka. Należy on do szkoły, uczniowie zarówno opiekują się drzewami owocowymi, jak też mogą z sadu korzystać. Teren, na którym rosną drzewa owocowe znajduje się ok. 100 metrów od budynku, obok biegnie gruntowa droga prowadząca do pól, dalej zaś jest zagajnik.

W pewnym momencie chłopcy usłyszeli, że drogą jedzie samochód. Jak później wyjaśniali, przestraszyli się, gdyż było ciemno i nie wiedzieli, kto to podjechał i świeci w ich stronę latarką. Dlatego też kucnęli chowając się za drzewami. Pojazd się zatrzymał, a niebawem padł strzał. Kula trafiła 16-latka, który osunął się na ziemię i mocno krwawił. Kiedy pozostali chłopcy zaczęli krzyczeć, auto szybko odjechało.

Ranny Imali został zaniesiony do internatu, a o wszystkim zaalarmowano służby ratunkowe. Na miejsce przyjechał zespół ratownictwa medycznego oraz policja. Pomimo reanimacji, życia 16-latka nie udało się uratować. Jak się później okazało, obrażenia chłopca były bardzo poważne, miał uszkodzone m.in. płuco i wątrobę.

Policjanci z Opola Lubelskiego natychmiast rozpoczęli intensywne działania mające na celu ustalenie i zatrzymanie sprawcy. Pomagali im kryminalni z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Ponieważ liczyła się każda minuta, jeszcze w godzinach nocnych zabezpieczane były pozostawione na miejscu ślady. Wstępnie przesłuchano też wszystkie osoby, które mogły pomóc w czynnościach. Chodziło o to, że chłopcy widzieli tylko typ auta oraz przypuszczalny jego kolor.

Jak nam wyjaśniano, był to ważny trop, jednak nie była znana nawet marka pojazdu. Funkcjonariusze nie ukrywali również, że postawili sobie za cel, aby jak najszybciej ustalić oraz zatrzymać strzelca. Wiedzieli, że przed nimi, jak to określili, mozolna praca, jednak w tym przypadku liczył się czas. Chodziło o to, aby nie uciekł on np. za granicę lub nie zaczął się ukrywać.

Przyniosło to efekty, gdyż ponad dobę od śmierci 16-latka policjanci wkroczyli na teren dwóch posesji. Zatrzymano 51-letniego Dariusza Ch. oraz 41-letniego Marcina B. Pierwszy z nich okazał się emerytowanym policjantem, drugi zaś strażakiem ochotnikiem, do tego pełnił funkcję kościelnego. Obaj z nich zapewniali, że nie mają ze sprawą nic wspólnego, co więcej twierdzili, że w niedzielny wieczór przebywali w zupełnie innym miejscu.

Wtedy przed śledczymi ponownie stanęło trudne zadanie. Jak nam wyjaśniano, chodziło o udowodnienie mężczyznom kłamstwa. Po pewnym czasie w obliczu zgromadzonych dowodów, najpierw jeden, potem zaś drugi, zaczęli współpracować z policjantami. Ustalono, że strzelał 51-letni Dariusz Ch., posiadał broń, miał też na nią pozwolenie. Był bowiem myśliwym, członkiem jednego z kół łowieckich. Jednak feralnego wieczoru kłusował. Wszystko dlatego, że nie zgłosił polowania indywidualnego.

Tym samym potwierdziły się podejrzenia mieszkańców Kluczkowic, których śmierć chłopca głęboko poruszyła. Od samego początku wskazywali oni na winę myśliwego lub kłusownika. Jak nam wyjaśniali, po ciemku mógł on zobaczyć, że wśród drzew coś się rusza i strzelił. Kiedy zaś usłyszał krzyki chłopców, rzucił się do ucieczki.

Dariusz Ch. wyjaśniał, że był przekonany, iż celuje do dzika. Przedstawiono mu zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Wszystko dlatego, że oddając strzał z broni palnej w niewielkiej odległości od budynków powinien mieć świadomość, iż kula może trafić w człowieka. Nie przyznał się do winy, jednak złożył obszerne wyjaśnienia. Śledczy skierowali do sądu wniosek o zastosowanie wobec mężczyzny środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania, na co sąd przystał. Mężczyźnie grozi teraz nawet dożywotni pobyt w więzieniu. Jego kolega może trafić do zakładu karnego na 5 lat. Został on zwolniony i przebywa na wolności. Jednak zastosowano wobec niego dozór policji.

Sądził, że celuje do dzika, zastrzelił 16-latka. Kiedy usłyszał krzyki, postanowił uciec

Sądził, że celuje do dzika, zastrzelił 16-latka. Kiedy usłyszał krzyki, postanowił uciec

(fot. Polsat)

41 komentarzy

  1. Trzy lata za postrzelenie człowieka
    redPor
    11 czerwca 2001 | 00:00
    0Nietrzeźwy myśliwy, który postrzelił 16-latka trafi na trzy lata do więzienia – uznał lubelski sąd
    Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu
    Sąd uznał, że strzał nastąpił przypadkowo. Innego zdania była prokuratura, która twierdziła, że 46-letni myśliwy umyślnie wystrzelił w stronę chłopaka.

    Polowanie na człowieka

    Był niedzielny, czerwcowy wieczór 1999 roku. Pięciu nastolatków z Chodla wybrało się na dyskotekę w pobliskiej wsi. Postanowili sobie skrócić drogę idąc przez las.

    W tym samym czasie na stojącej na skraju lasu ambonie czatował na zwierzynę ze sztucerem w ręku myśliwy z Chodla, Marek R. Ambona znajdowała się tuż przy jego działce, na której uprawiał maliny. Zwierzyny nie było, w pewnym momencie Marek R. zauważył pięciu chłopców idących tuż przy malinach. Myśliwy najpierw wystrzelił w powietrze. – Usłyszałem krzyk: „Sp… stąd!”. Potem padł strzał i wszyscy zaczęliśmy uciekać – mówił w sądzie 16-letni Robert K. – Kiedy byłem już za plantacją malin, usłyszałem drugi strzał. W tym samym momencie upadłem na ziemię.

    16-latek został trafiony myśliwskim nabojem w bok. Karetka odwiozła go do szpitala. Jego życie zdołano uratować tylko dzięki skomplikowanemu zabiegowi operacyjnemu. Po pół roku chłopak wyszedł ze szpitala. Bez nerki, pęcherzyka żółciowego, ze zszytą wątrobą. Nigdy nie będzie chodził o własnych siłach.

    • Kiedy Marek R. zobaczył, że trafił szesnastolatka, podszedł do chłopców. – Od myśliwego było czuć alkohol. Zachowywał się agresywnie, mówił niewyraźnie i chwiał się na nogach – opowiadali w sądzie koledzy postrzelonego Roberta K. Ponad godzinę po zdarzeniu myśliwy miał 1,9 promila alkoholu we krwi. W sądzie jednak zaprzeczał, że strzelał po pijanemu. – Piłem alkohol już w chwilę po wypadku, w domu, zanim zbadano mi krew – twierdził.

      Prokuratura oskarżyła myśliwego o umyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jej zdaniem, Marek R. liczył się z tym, że strzelając może trafić w któregoś z chłopców.

      Myśliwy, któremu groziło nawet 10 lat więzienia, przed sądem stwierdził, że strzał był przypadkowy. – Schodząc z ambony stuknąłem sztucerem w drzewo i padł strzał – mówił.

      Wczoraj sąd przychylił się do wersji myśliwego, ponieważ biegli nie wykluczyli możliwości przypadkowego wystrzału. Uznał jednak, że Marek R. naruszył podstawowe zasady obchodzenia się z bronią – powinna być ona rozładowana i odpowiednio zabezpieczona.

      Sąd zmienił kwalifikację prawną czynu myśliwego na łagodniejszą. Uznał, że myśliwy działał nieumyślnie i w momencie oddania feralnego strzału był co najmniej w stanie „po spożyciu alkoholu”. Skazał go na najwyższą możliwą karę, czyli trzy lata więzienia. – Na taką karę wpłynęło bardzo lekkomyślne zachowanie się oskarżonego, złamanie przez niego podstawowych zasad obowiązujących przy obchodzeniu się z bronią i stan po użyciu alkoholu – mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Jarosław Dąbrowski.

      Do sprawy karnej rodzina poszkodowanego Roberta K. dołączyła pozew cywilny. Sąd pozostawił go bez rozpoznania, uzasadniając że myśliwy jako członek koła łowieckiego był ubezpieczony i to do firmy ubezpieczeniowej powinny być skierowane roszczenia. Wszystko wskazuje więc na to, że rodzina Roberta K. będzie dochodzić zadośćuczynienia na drodze cywilnej.

      Będzie apelacja

      W poniedziałek Marek R. był wyraźnie zmieszany obecnością na sali sądowej przedstawicieli mediów. Próbował ukryć się za plecami adwokata przed fotoreporterem robiącym mu zdjęcia.

      Kara więzienia wymierzona Markowi R., jeśli się uprawomocni, oznacza że spędzi on w więzieniu co najmniej rok i trzy miesiące. Dlaczego? Myśliwy przesiedział w areszcie trzy miesiące i sąd zaliczył mu to już na poczet wymierzonej kary. O zwolnienie warunkowe będzie się mógł ubiegać po odsiedzeniu w sumie półtora roku, czyli połowy kary.

      Wyrok jest nieprawomocny. Marek R. może odwołać się do Sądu Apelacyjnego. Apelację zapowiada też niezadowolona z wyroku rodzina postrzelonego chłopaka. Jej zdaniem trzy lata to zdecydowanie za mało.

    • Masz rację, za umyślne użycie broni śmieszny wyrok. Sądzę że w tym przypadku skończy się podobnie, mojego wujka we Włodawie też zastrzelił myśliwy na polowaniu i dostał 1,5 roku w zawiasach, oczywiście w pierwszej instancji został uniewinniony.

  2. DO KRYMINAŁU BANDYTÓW! DWÓCH NIEDOSZŁYCH ***. NIEDŁUGO NIMI SIE STANĄ.

  3. Mordercy na etacie.

    Kościelny odpowiada z wolnej stopy. To już są kpiny jawne.

  4. i takie jełopy mają dostęp do broni ?

  5. Na sąd niestety nie ma co liczyć.
    Jedyna nadzieja, to rodzina tego chłopka – oni do takich spraw dość zasadniczo podchodzą…

  6. myśliwskie b*dło, zakazać!

  7. myśliwi i prawactwo muszą zniknąć

  8. Były policjant i kościelny. Wspaniałych katolików mamy i tacy pomocni bliźniemu. Nawet patole nie zobaczyli czy uda się uratować osobę którą postrzelili. Proboszcz parafii i rodziny pewnie są z nich dumni.

  9. typowa policyjna niedojda która nic nie osiągnęła w życiu, ma za dużo czasu na śmieciowej emeryturze a żeby poczuć władzę na swoim zadupiu bawi się w myśliwego..

  10. nie za bardzo rozumiem, dlaczego chłopcy poszli do sadu po ciemku i dlaczego się ukrywali, gdy zobaczyli światła. robili coś złego? podobno mogli tam przebywać, więc w czym był problem?
    a wersja tego kłusownika jakaś naciągana. podjechał samochodem praktycznie pod same zabudowania i od razu namierzył zwierzynę, do której strzelił? wszystko trwało chwilę, wystraszył się i odjechał? widocznie było za mało czasu na lepszą historyjkę…

    • Przebywać sobie mogli, ale gdyby tak np. chcieli sprywatyzować parę kilogramów jabłek w celu późniejszego ich spieniężenia, to mogliby nie chcieć się ujawniać.

    • Może pili, może palili. Jakie to ma znaczenie. Nikt nie miał prawa użyć tam broni. Jakbym miał duży sad iprzy domu i bawiłbym się po zmroku w chowanego, to znaczy, że ktoś może do mnie strzelać? To był prywatny teren szkoły z internatem!

Z kraju