Piątek, 26 kwietnia 202426/04/2024
690 680 960
690 680 960

Słynna lama ze Śląska trafiła do Krężnicy Jarej. Przez miesiąc nikomu nie udało się jej schwytać (zdjęcia, wideo)

Dowiedział się o lamie, która od tygodni biegała po Śląsku, gdyż nikt nie potrafił jej schwytać. Odnalazł właściciela i kupił zwierzę w ciemno. Po tygodniu podchodów i sztuczek, zwierzę zostało złapane.

Przez ponad miesiąc mieszkańcy Śląska żyli tematem lamy, która biegała w okolicach Bierunia. Media, zarówno lokalne, jak też ogólnopolskie, relacjonowały liczne próby schwytania zwierzęcia, które uciekło z jednego z gospodarstw, w którym miało mieszkać wraz z osłem i koniem. Ostatecznie wolność tak się lamie spodobała, że wyprowadzała w pole wszystkie służby oraz swojego właściciela, który został zobowiązany do jej złapania. Mieszkańcy zaś ochoczo zamieszczali w sieci zdjęcia, czy też filmiki, z lamą w roli głównej, przemierzającą okoliczne tereny.

Problem nie był błahy, ważąca ponad 200 kg lama, dająca sobie radę w polskich warunkach klimatycznych, stanowiła spore zagrożenie. Głownie dla kierowców, ponieważ widywano ją od czasu do czasu na drogach. Z powodu nietypowego widoku, niektórzy kierowcy wykonywali niebezpieczne manewry, czy też gwałtownie hamowali, co mogło doprowadzić do wypadku.

Minął cały marzec, a lamy nie udało się nikomu schwytać. Wtedy o zwierzęciu dowiedział się Stefan Odój, właściciel ośrodka Malibu w Krężnicy Jarej koło Lublina. Ponieważ sam stworzył jakiś czas temu mini zoo, postanowił zainteresować się śląską lamą.

– Gdy usłyszałem, że od ponad trzech tygodni w oddalonym o 400 km Bieruniu biega lama, postanowiłem dotrzeć do jej właściciela. Kocham wszystkie zwierzęta, a lamy darzę szczególnym sentymentem, mam ich już kilka w mini zoo. Wiedziałem, że jest tylko kwestią czasu, kiedy wpadnie ona komuś pod samochód lub przydarzy jej się inny przykry wypadek. Pojechałem więc do Bierunia i odkupiłem od dotychczasowego właściciela zbiegłą lamę jako tzw. „wiatr w polu” – tłumaczy Stefan Odój.

Słynna lama ze Śląska trafiła do Krężnicy Jarej. Przez miesiąc nikomu nie udało się jej schwytać (zdjęcia, wideo)

Kiedy stał się już właścicielem zwierzęcia, zaczął obmyślać sposoby na jej schwytanie, a następnie wdrażać je w życie. Zanim ogłoszony został sukces, minął tydzień, a Stefan Odój trzykrotnie pokonywał trasę pomiędzy Lublinem a Bieruniem, przejeżdżając łącznie prawie 2700 km. Pierwszym razem zabrał ze sobą Alice, samicę lamy ze swojego mini zoo. Liczył na to, że „Dali Lama”, gdyż zbieg tak został nazwany na Śląsku, zauroczy się samicą i tym sposobem da się zwabić. Udało się to jednak tylko częściowo. O ile zainteresował się Alice, to na widok jej właściciela od razu uciekał.

W ten sposób Stefan Odój przez prawie trzy dni tropił „Dali Lamę” poznając jego zwyczaje, a jednocześnie oswajając go ze swoją obecnością. Potem postanowił skorzystać z kolejnego planu. Wrócił do Malibu po specjalne przenośne ogrodzenie, które ustawił w rewirze „Dali Lamy”, aby zwabić go do do środka przy użyciu samicy. Niestety to też nie przyniosło skutku, gdyż samiec okazał się wyjątkowo nieufny wobec konstrukcji, która pojawiła się na jego terenie. Wtedy zapadła decyzja o wykorzystaniu środka usypiającego.

Pierwszy strzał był celny, ale aplikator zawierał zbyt małą dawkę środka usypiającego. Kolejną próbę podjęto dwa dni później. Tym razem do akcji ruszyło dwóch weterynarzy.

– Za każdym razem to były istne czaty i podchody oraz wabienie za pomocą mojej lamy Alice. W końcu okazało się to skuteczne i „Dali Lama” otrzymał pierwszą, a później drugą już całkiem skuteczną dawkę usypiającą. Uciekał, ale w w końcu osłabł na skraju lasu, niedaleko domostwa, na którego podwórko ostatecznie został zapędzony. Razem z nim wróciliśmy do Malibu – relacjonuje Stefan Odój.

Jak bardzo ważne było wcześniejsze oswajanie samca do widoku nowego właściciela, okazało się od razu po przyjeździe do Krężnicy Jarej. Już po kwadransie zwierzę pozwoliło mu podejść do siebie i dało się pogłaskać, a nawet przytulić. Jak tłumaczy Stefan Odój, akcja jej schwytania była niezwykle trudna, gdyż Bieruń to miasteczko położone pośród lasów, łąk i zadrzewień, z kilkoma rzekami i zbiornikami wodnymi, co utrudniało lokalizację i poszukiwanie zbiega. Pomoc i sympatia rdzennych Ślązaków sprawiła, że otrzymane sygnały od mieszkańców o miejscu przebywania zwierzęcia przyczyniły się do jego schwytania.

– On zachowywał się jak filmowy Rambo, który umykał wszystkim pościgom i chyba nadamy mu takie właśnie imię – śmieje się Stefan Odój tłumacząc, że teraz Ślązacy rozpaczają, że ich atrakcja turystyczna została zabrana do innego miasta.

 

(fot. wideo – lublin112.pl, Ośrodek Malibu)

7 komentarzy

  1. Rzeczywiście brzydkie i kudłate jak Rambo 🙂

  2. Będzie pilnował wyrzutni rakiet.

  3. Więcej niż jedno zwierze to?… Lama

  4. miesiąc hasania po polach i lasach zrobił swoje, ale już go codziennie czeszemy i zadbamy o piękny wygląd…

  5. Fajna historia, fajne hobby. Pozdrowienia dla lam.

  6. A z takiej lamy to mozna zrobic i ze dwie skarpety na zime.

  7. Trafiła widać kosa na kamień, a raczej lubelski Rambo na śląskiego Rambo i ten nasz zwyciężył

Z kraju