Czwartek, 25 kwietnia 202425/04/2024
690 680 960
690 680 960

Zamknięty w garażu, chory na raka pies, czekał na śmierć. Właścicielka myślała, że mu przejdzie (zdjęcia)

Obrońcy zwierząt są zbulwersowani decyzjami, najpierw prokuratury a teraz sądu. Zadecydowały one o umorzeniu postępowania wobec właścicielki psa, który pomimo poważnej choroby, doczekał się zbyt późno na pomoc. Nadszła ona ze strony fundacji, a nie domowników.

Nie będzie żadnej odpowiedzialności dla właścicielki psa, którego wolontariusze Fundacji „Po Ludzku Do Zwierząt – Przyjazna Łapa” w kwietniu odebrali w agonalnym stanie. Ciapek, gdyż tak został nazwany, cierpiał na nowotwór. Kiedy zaalarmowani o sprawie członkowie fundacji przyjechali na posesję w gminie Wilków, zastali zwierzę, które, jak wyjaśniają, czekało na śmierć zamknięte w garażu i schowane pod samochodem.

Z głowy psa lały się ropa i krew, pysk był zaś pokryty zlepkiem tych wydzielin. Zwierzę nie mogło też chodzić i miało problemy z oddychaniem. Pomimo walki o jego życie, Ciapka nie udało się uratować. Nowotwór był bowiem już w tak zaawansowanym stanie, że dostał się do kości. Fundacja powiadomiła o wszystkim policję. Funkcjonariusze z Komendy Powiatowej Policji w Opolu Lubelskim od razu zajęli się sprawą. Po przeprowadzeniu niezbędnych czynności przedstawili kobiecie zarzut znęcania się nad zwierzęciem.

Następnie sprawa została skierowana do prokuratury. We wrześniu fundacja otrzymała informację o umorzeniu postępowania. Zaskoczyła ona obrońców zwierząt, jednak od razu postanowili się od niej odwołać. Sprawa trafiła więc do ponownego rozpatrzenia. Teraz okazało się, że Sąd Rejonowy w Opolu Lubelskim w całości podtrzymał decyzję prokuratury, odrzucając złożone przez fundację zażalenie na postanowienie o umorzeniu dochodzenia. Decyzja ta jest ostateczna.

Jak nas poinformowano, sąd oraz prokurator przychylili się do zeznań lekarza weterynarii, który stwierdził, że warunki w jakich przebywało zwierzę, nie miały wpływu na rozwój choroby. Tymczasem obrońcy zwierząt podnoszą, że 60-letnia właścicielka psa, widząc pierwsze oznaki choroby, nie zrobiła nic, aby mu pomóc. Wtedy byłaby szansa na uratowanie psa. Kobieta sama przyznała, że myślała, iż narośl, jaka pojawiła się na pysku psa, sama zniknie, dlatego też nie pojechała z nim do weterynarza.

Przedstawiciele fundacji są zbulwersowani decyzją prokuratury i sądu. Jak wyjaśniają, według obu instytucji nie doszło do znęcania się nad Ciapkiem. Dodają jednocześnie, że takie decyzje wskazują jednoznacznie, że są one przyzwoleniem na traktowanie zwierząt jak rzecz, znęcanie się nad zwierzętami, na uniknięcie kary jak też na brak jakiejkolwiek opieki weterynaryjnej dla posiadanych zwierząt.

UWAGA ZDJĘCIA SĄ DRASTYCZNE:

Zamknięty w garażu, chory na raka pies, czekał na śmierć. Właścicielka myślała, że mu przejdzie (zdjęcia)

Zamknięty w garażu, chory na raka pies, czekał na śmierć. Właścicielka myślała, że mu przejdzie (zdjęcia)

Zamknięty w garażu, chory na raka pies, czekał na śmierć. Właścicielka myślała, że mu przejdzie (zdjęcia)

(fot. Fot. Fundacja Przyjazna Łapa)

36 komentarzy

  1. W Opolu lubelskim nie takie rzeczy się umarza, tam jest inne prawo , ludzie słabsi i zwierzęta nie mają szans się obronić .

Z kraju