Czwartek, 25 kwietnia 202425/04/2024
690 680 960
690 680 960

Tysiące osób zza wschodniej granicy pracowało przy zbiorach owoców. W tym roku jest z tym spory problem

Wprowadzone procedury umożliwiające zatrudnienie pracowników sezonowych zza wschodniej granicy nie przekonują rolników. Jak wyjaśniają, rygor z tym związany jest bardzo duży, dodatkowo mało osób chce przyjechać do pracy przy zbiorze owoców.

W naszym regionie rusza małymi krokami zbiór pierwszych owoców. Na początek są to truskawki, jednak niebawem dojrzewać będą czereśnie, a potem kolejne rodzaje owoców. Rolnicy alarmują, że występuje bardzo duży problem z brakiem rąk do pracy. W Polsce bardzo trudno znaleźć osoby chętne do pracy w polu, więc co roku tylko w naszym regionie przy zbiorach pomagały tysiące pracowników sezonowych zza wschodniej granicy, głównie z Ukrainy. Jednak obecnie, z powodu pandemii koronawirusa, jest z tym ogromny problem. Tymczasem przy zbiorze np. truskawek czy malin, ludzkich rąk nie da się zastąpić maszynami. Jeżeli nie będzie komu zbierać owoców, zostaną one na polach. Wtedy rolnicy nic nie zarobią, zaś ceny owoców w sklepach od razu poszybują w górę nawet kilkukrotnie.

W ostatnim czasie prowadzone były działania, mające rozwiązać ten problem. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi poinformowało właśnie, że wypracowane zostały rozwiązania umożliwiające przyjazd do Polski pracowników do prac sezonowych w rolnictwie. Chodzi o obcokrajowców zza wschodniej granicy mających znaleźć zatrudnienie zarówno w gospodarstwach rolnych, jak i w przetwórstwie. Jak podkreślono, pracownicy sezonowi stanowią w naszym kraju bardzo dużą pomoc przy zbiorach. Co roku w całej Polsce pracuje ich przy pracach ogrodniczych, szczególnie w warzywnictwie i sadownictwie oraz przy pracach polowych, nawet kilkaset tysięcy. Największe zapotrzebowanie na pracowników sezonowych jest przy zbiorach owoców miękkich.

Tymczasem rolnicy z którymi rozmawialiśmy w tej sprawie, nie są przekonani, że to im pomoże. Przede wszystkim chodzi o zapis mówiący o tym, iż pracownik sezonowy zza granicy musi najpierw odbyć obowiązkową dwutygodniową kwarantannę. Do tego przerażeni są wymogami, jakie muszą spełnić, aby zatrudnić osobę zza granicy.

– Mam kilkanaście hektarów owoców. Część z tego to owoce miękkie. Główny koszt ich wyprodukowania to praca ludzi podczas ich zbioru. Jeżeli z ostatecznej ceny zostanie nam kilka procent to jestem bardzo zadowolony. Jednak zdarza się to niezwykle rzadko. Tymczasem tutaj wychodzi na to, że mam zatrudnić pracownika sezonowego, zapewnić mu mieszkanie i wyżywienie oraz wynagrodzenie, po czym przez dwa tygodnie praktycznie nie będzie on mógł nic robić, gdyż musi przejść kwarantannę. Do tego na kilku stronach jest wypisane, jakie mam wprowadzić zabezpieczenia i co robić każdego dnia w związku z epidemią – wyjaśnia pan Grzegorz.

Rolnicy dodają również, że owoce nie poczekają na krzakach dwóch tygodni, aby osoby mające je zbierać odbyły kwarantannę. Tymczasem przedstawiciele ministerstwa rolnictwa podkreślają, że pracownicy zza wschodniej granicy będą mieli możliwość świadczenia pracy w trakcie odbywania kwarantannym, jednak z zastrzeżeniem, że obowiązuje ich całkowity zakaz opuszczania gospodarstwa. Również kontakt z osobami zamieszkującymi dane gospodarstwo powinien być ograniczony do niezbędnego minimum. Właściciel gospodarstwa jednak musi również zapłacić za obowiązkowy test na obecność koronawirusa u każdego pracownika sezonowego. Jest też możliwość, aby najwcześniej w 7 dniu kwarantanny pobrać pracownikowi wymaz do badania, a po otrzymaniu wyniku ujemnego zwolnić go z odbywania dalszej części kwarantanny.

Właściciele gospodarstw rolniczych i ogrodniczych tłumaczą jednak, że nawet pomimo tego, jest ogromny problem ze znalezieniem osób do pracy. Jak wyjaśnia jeden z nich, z 38 osób, które pracowały u niego w ubiegłym roku, obecnie tylko 9 wyraziło chęć ponownego zatrudnienia. Rolnicy liczą jednak, że z uwagi na załamanie w gospodarce oraz na rynku pracy, w tym roku więcej osób z Polski będzie chętnych do pracy przy zbiorze owoców a potem warzyw.

(fot. pixabay)

56 komentarzy

  1. Coś mi to wygląda na celowe sianie fermentu między miastem, a wsią. Przecież miasto chce dobre i tanie produkty, a wieś, chętnego i licznego klienta. Niestety, brak rąk do zbioru, skutkuje wyższymi cenami w mieście. Może to dobrze dla mniejszych rolników, którzy swoimi siłami zbiorą plony i sprzedadzą, ale mało który ma czas na siedzenie na rynku z owocami, gdy trzeba zbierać następne.

  2. Wszędzie dobrze gdzie nas niema !

  3. Anty ciemnogrod

    CAŁE ŻYCIE WIEŚNIACY pracowali w południe razem z rodzinami! I bylo dobrze. Niech sobie zbierają albo im znikam te owoce!
    NAS klientów interesuje FINALNA CENA w sklepie, a nie zysk wieśniaków!

  4. Ukrainiec zbiera owoce w Polsce.Polak zbiera owoce,warzywa w Niemczech.Powiedzcie komu zbiera Niemiec?

Z kraju