Piątek, 19 kwietnia 202419/04/2024
690 680 960
690 680 960

Chory Kacper musi zebrać do końca maja ogromną sumę pieniędzy na leczenie

Kacper ma 13-lat i od pewnego czasu walczy z białaczką. W Polsce nie ma już dla chłopca szans, wszelkie sposoby leczenia zostały już wykorzystane. Jest jednak metoda, która daje nadzieję na całkowite wyleczenie – terapia CAR-T w klinice w Niemczech.

Historia 13-letniego Kacpra

Zaczęło się normalnie, kiedy mój tata zobaczył, że jestem strasznie zmęczony. Zadzwonił do babci i powiedział, że nie nadaję się do szkoły. Słyszałem tę rozmowę, ucieszyłem się, bo nie musiałem iść do szkoły. Poszedłem do przychodni, a pani doktor nie widziała czegokolwiek złego, więc zlecono badanie krwi. Po ukuciu wróciłem do domu, cieszyłem się, że nie pójdę do szkoły. Niestety nie wiedziałem, że to zadowolenie przerodzi się w katastrofę…Miałem iść spać, kiedy zadzwonił telefon z przychodni. Okazało się, że wyniki są katastrofalnie złe i że trzeba jechać do szpitala. W szpitalu zrobiono wyniki jeszcze raz, niestety potwierdziły się. To była najgorsza noc w moim życiu – rano dowiedziałem się, że choruję na białaczkę, raka krwi.

Z pierwszego leczenia pamiętam najmniej, ale muszę powiedzieć, że chyba było najłagodniejszy. Leczenie podzielone jest na tak zwane protokoły. Z pieszego protokołu nic nie pamiętam, jedynie rozmowę z panią doktor, kiedy nie zależało mi na niczym, tylko aby wyjść. Pytałem się z trzy razy, kiedy wreszcie wyjdę. Pani doktor odparła, że może za tydzień. Było to kłamstwo, ale nie jestem zły na nią, ponieważ gdyby powiedziała mi, że wyjdę za pół roku, załamałbym się.

Z drugiego protokołu nazywanego też M-kami pamiętam więcej, ponieważ był dość przyjemny. Był inny, kiedy zaczął się M-ki, poszedłem do domu na tydzień, a potem do szpitala na 5 dni i tak cztery razy. Był to słaby okres, ponieważ wpadłem w depresje, byłem bardzo smutny i nic nie mogło mi poprawić humoru, kiedy skończył się trzeci protokół, poszedłem od domu na stałe.

To znaczy, myślałem, że nigdy nie będę musiał spędzić tam ani jednej nocy więcej. Bo musiałem jeździć na cotygodniowe badania i płukanie cewnika centralnego, nie chciało mi się jeździć, co tydzień do szpitala, więc poprosiłem o usunięcie centralnego cewnika. Oznaczało to, że będę co tydzień kłuty i to trwało pół roku. Po świętach strasznie źle się czułem, okazało się, że jest to wznowa choroby – nowotwór powrócił.

Początek drugiego leczenia był tym najgorszym. Po otrzymaniu chemii wszystko mi się posypało, czułem się, jakbym był już jedną nogą w grobie, nie nie mogłem pić ani jeść, byłem dokarmiany pozajelitowo przez kroplówkę. Kiedy pozbierałem się, przyszedł 2 blok, ten też nie był fajny, ale na pewno lżejszy. Miałem otwartą ranę w buzi – strasznie to bolało i lekarze zdecydowali, że nie mogę się tak męczyć i podali morfinę – czyli silny lek przeciwbólowy.

Teraz kiedy myślę o drugim leczeniu, czuję się, jak bohater przypomina mi się, jak pani doktor przychodzi do mnie, zagląda mi do gardła i mówi, że ona nie może patrzeć jak ja się męczę i nie za moją aprobatą przypisała mi tę morfinę 3 i 4 blok były spokojne.

Po przeszczepie wróciłem do domu i przez prawie pół roku było wszystko dobrze, aż tata nie zauważył wybroczyn na moim ciele. Zadzwoniliśmy do lekarzy, a ci kazali przyjechać. Po zrobieniu badań okazało się, że jest to 2 wznowa. To dziwne na wcale nie czułem się jakbym miał 2 wznowę białaczki. Pierwszy blok trzeciego leczenia był słaby, bo uczuliłem się na chemię i nie mogłem jej przyjmować, była to chemia domięśniowa i byłem kłuty. Kompletnie straciłem apetyt, wtedy zaczęło się zbieranie pieniędzy na Blincyto to ten cudowny lek, który miał mi uratować życie.

Kiedy zacząłem brać Blincyto, bez sterydów, byłem jak normalne dziecko, tylko że nie mogłem normalnie chodzić i miałem kroplówkę, wszystko było ok, jakbym był zdrowy. Kiedy postanowiono przerzucić mnie na oddział przeszczepowy, wiedziałem, że to już prawie koniec leczenia, że już za rogiem czeka na mnie mój dom. Podano mi chemię, która doszczętnie zniszczyła mi szpik, bym mógł dostać szpik od siostry. Dzień, w którym lekarze powiedzieli, że wychodzę, był dniem tak szczęśliwym, że nie potrafię tego opisać. Po paru tygodniach zacząłem pisać moją historię.

Nogi ugięły się, a dreszcze przeszły po całym ciele, wyniki badań nie zostawiły nam żadnych złudzeń – mamy trzecią wznowę okropnej choroby, z którą jak sądziłem, pożegnałem się już na zawsze.

W Polsce nie ma już dla Kacpra szans, wszelkie sposoby leczenia zostały już wykorzystane. Jest jednak metoda, która daje nam nadzieję na całkowite wyleczenie – terapia CAR-T. w klinice w Münster, Niemczech. Kacper jest pierwszą osobą z Polski, która otrzymała szansę na leczenie w tym ośrodku. Czasu mamy jednak niewiele. Czeka na niego miejsce już na początku czerwca, ale aby syn został przyjęty do Kliniki, niezbędna jest wpłata 100% kwoty.

Znów mam tylko 3 tygodnie, na ratowanie życia mojego syna!

Tata

Tutaj trwa zbiórka pieniędzy – kliknij!

(fot. nadesłane)

5 komentarzy

  1. Dlaczego życie ludzkie jest przeliczane na pieniądze? Gdzie etyka lekarska? Czy nie może powstać jakiś europejski czy światowy fundusz, który by finansował takie zabiegi? Tyle pieniędzy marnowanych jest na różne głupoty!

  2. Może Biskup albo Caritas finansowo pomoże ? Ja już znam odpowiedz NIE.

  3. tak nie powinno być

    Edi ,taki jest ten świat niestety ….zycie ludzkie a razcej jego ratowanie przy podobnych chorobach ,to biznes … leki za setki tysięcy złotych itd …zastanawiam się zawsze ile w rzeczywistosci może kosztowac taki lek za który trzeba zapłacić kilkadziesiat czy kikaset tys zł ….i ile w tej cenie jest rzeczywistych kosztów ,a ile to czysty zarobek ….

  4. Przykre – trzymaj się chłopie
    Wpłaciłem
    Nawiasem mówiąc chemia ma bardzo mała skuteczność leczenia ale to jest biznes przykre

  5. 3maj sie chłopie!!!!

Z kraju