Piątek, 19 kwietnia 202419/04/2024
690 680 960
690 680 960

Szukali, aż znaleźli. Sprawdzane są wszystkie konie, które sprzedała stadnina w Janowie Podlaskim

Na zlecenie prokuratury prowadzone są oględziny wszystkich koni, jakie zostały zakupione ze stadniny w Janowie Podlaskim. Sprawdzane jest, czy posiadają wypalone logo stadniny i wymrożony numer.

Prokuratura Regionalna w Lublinie od 2016 roku prowadzi śledztwo w sprawie rzekomych niegospodarności w stadninie w Janowie Podlaskim. Wszczęto je w 2016 roku, kiedy to zwolniono ze stanowiska wieloletniego prezesa stadniny Marka Trelę. Na jego następce powołano Marka Skomorowskiego.

Decyzja ta była nadzwyczaj zaskakująca, gdyż od początku wiadome było, że nie ma on żadnego doświadczenia. Jak żartowano, nowy prezes ma wiedzę o stadninie tylko taką, że wie jak wygląda koń. On sam otwarcie przyznawał, że nigdy nawet nie siedział w siodle i nie zajmował się tą branżą.

Kiedy o sprawie zrobiło się głośno na całym świecie, Agencja Nieruchomości Rolnych oraz politycy Prawa i Sprawiedliwości zaczęli zarzucać byłemu prezesowi niegospodarność. Chodziło o kwestie dotyczące organizacji Dni Konia Arabskiego, a dokładnie umowy z firmą Polturf. Powiadomiono o wszystkim prokuraturę, która miała sprawdzić m.in. rozliczenia z tą firmą, jak też ustalić, czy na rynku obecne są inne podobne firmy, których oferta mogłaby konkurować z Polturfem.

Czynności w tej sprawie trwały ponad rok. Ponieważ opinia biegłych wskazała, że nadużyć finansowych nie było, lubelska prokuratura zamierzała umorzyć śledztwo. Jednak na wniosek prokuratury krajowej, zostało ono przedłużone. Trwa to do dzisiaj, gdyż obecna decyzja o przedłużeniu postępowania, jest już 14 z kolei. Za każdym razem śledczy wskazują, że konieczne jest przeprowadzenie kolejnych ekspertyz, czynności procesowych czy też przesłuchanie kolejnych świadków. Co ważne, do tej pory nikt nie usłyszał zarzutów.

Tym razem w sprawie nastąpiło sporo zmian. Jak wskazują hodowcy koni, którzy zakupili zwierzęta ze stadniny w Janowie Podlaskim, odwiedza ich policja, która na zlecenie prokuratury dokonuje oględzin koni. Funkcjonariuszy interesuje tylko jedno, mianowicie znaki identyfikacyjne znajdujące się na zwierzętach. Mowa o logo stadniny jak też numerze konia.

Okazuje się, że jedną z tradycji w stadninie, było znakowanie arabów poprzez wypalanie na grzbiecie symbolu „J” z koroną, co oznacza, iż koń pochodzi właśnie z Janowa Podlaskiego. Obok wymrażano także numer konia. Problem w tym, iż przepisy ustawy o ochronie zwierząt od wielu lat zabraniają takich czynności. Dokładnie od początku 2007 roku w świetle ustawy traktowane jest to jako znęcanie się nad zwierzętami. Zagrożone jest to karą nawet do trzech lat pozbawienia wolności.

Stadniny zaczęły wówczas stosować znakowanie koni poprzez wszczepianie czipów. W Janowie Podlaskim również, jednak w tym przypadku nie zaprzestano wypalania znaku stadniny oraz wymrażania numeru na ciele zwierzęcia. Proceder ten miał być stosowany do 2018 roku.

Jak ustaliliśmy, decyzją prokuratury każdy koń jaki sprzedała stadnina ma przejść oględziny. Dotyczy to również zwierząt zakupionych przez klientów zagranicznych. A wiele z nich trafiło w odległe zakątki świata. W Polsce czynności prowadzą policjanci, za granicą śledczy zwrócili się o pomoc prawną w ramach istniejących umów międzynarodowych.

Na razie czynności w tej sprawie cały czas trwają. Obecne śledztwo zostało przedłużone do lipca. Na razie nie wiadomo, czy prokuratura zdąży w tym czasie zebrać pełną dokumentację dotyczą wątku znęcania się nad zwierzętami.

(fot. lublin112)

21 komentarzy

  1. Miała być niegospodarność będzie znęcanie i 7 lat pracy prokuratury i policji

  2. spoko śledztwo musi trwać aż zatrą się dowody niewinności byłego zarządu w Janowie, wtedy się ich oskarży i niech się wybraniają ….
    Coś mi to przypomina był taki dr którego wyprowadzano skutego w kajdankach, koniec końców dostał około 200k zł zadośćuczynienia wygrywając wszystkie sprawy, w tym od państwa polskiego orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka….
    Niestety długo nie cieszył się spokojem bo minister zero wznowił postępowanie i tym razem w oparciu o te same dowody oraz nowych świadków którzy przypomnieli sobie że jednak dali łapówki w latach 2004-2007człowieka skazano, jeden zaznał nawet że lekarz za leczenie chciał jego nieletnią córkę (wycofał się z zeznań).
    Sprawę kiedyś prowadził sędzia Tuleya ale wydał wyrok uniewinniający czym dozgonnie naraził się Ziobrze.
    Sam lekarz odpuścił sobie Polskę i ma kolejkę pacjentów w topowej szwajcarskiej klinice kardiochirurgii ….

  3. Na coś trzeba wydawać pieniądze podatników.

Z kraju