Poniedziałek, 29 kwietnia 202429/04/2024
690 680 960
690 680 960

„Żądamy gruntownej reformy Wymiaru Sprawiedliwości”. Kolejny protest rodziców przed sądem w Lublinie (zdjęcia)

Przed Sądem Rejonowym w Lublinie (ul. Krakowskie Przedmieście 78) kilka dni temu odbył się protest osób postulujących gruntowną reformę polskiego sądownictwa, a przede wszystkim – zdaniem pikietujących – nieniszczenia relacji rodzinnych. 

Przy pomocy kilku banerów przekazujących treści informacyjne w sprawie wydarzenia, jak również nagłośnienia odczytywanych i wypowiadanych treści, organizatorzy informowali przechodniów o przyczynach swej akcji, jednocześnie przepraszając, że w ten sposób ingerują w miejską przestrzeń. Policja z odległości przypatrywała się tym poczynaniom, nie interweniowała.

– Mój mąż, zawodowy strażak, opisał po kryjomu Sądowi Rejonowemu w Lipsku moją nieprawdziwą próbę samobójczą jeszcze na początku 2017 roku – twierdzi Katarzyna, mama Szymka, z którym nie widzi się już 7 lat. – A zaraz potem zgłosił, że chcę zabić siebie w 15 tygodniu ciąży zagrożonej poronieniem oraz 5,5 letniego synka. Do dawnego męża, z którym jestem po rozwodzie, nie zbliżam się, bo jest człowiekiem nieobliczalnym i niebezpiecznym. Sądy są stronnicze, a Sąd Rejonowy w Opolu Lubelskim odrzucił moje wnioski dowodowe. Pozbawiono mnie wolności na 10 dni w 15 tygodniu ciąży zagrożonej poronieniem i zamknięto w szpitalu psychiatrycznym. Sąd nie wyraził mi zgody na kontakty z synkiem. Dziecko dostało dalsze cykle chemioterapii, jak napisał dyrektor Onkologii,  na wyraźne polecenie swego ojca, bez zgody drugiego rodzica, pomimo badań, które nie wykazały obecności komórek nowotworowych. Obecnie toczą się ponownie sprawy o oczyszczenie mnie z zarzutów jakoby próby  samobójczej. Sprawa w Sądzie Okręgowym w Radomiu o odszkodowanie i zadośćuczynienie odbędzie się za 3 tygodnie. Ale wszystko jest robione tak, aby sprzątnąć pod dywan niewygodne dla ojca fakty. Na początku lutego będę prowadziła manifestację pod Sądem Apelacyjnym. Sędzia działał już na moją szkodę, wydając niekorzystne postanowienia. Proszę o pomoc. Ratownicy  medyczni, policja, sędziowie  są bezkarni, fałszowali zeznania. Jestem bezsilna w stosunku do ich działań.

Wśród protestujących były zarówno matki, jak i ojcowie. Wszyscy bardzo rozgoryczeni, zdeterminowani do różnych przedsięwzięć – w imię, jak twierdzą, osiągnięcia sprawiedliwości. A ponieważ ich formalne możliwości wyczerpały się, dlatego też decydują się na taką uliczną formę protestu.

– Mam na imię Krzysztof, jestem tatą 5-letniego już dziś chłopca. Z mamą dziecka, która obecnie pracuje jako fizjoterapeutka w przedszkolu, mieszkaliśmy razem do czasu aż syn skończył 14 miesięcy. Już dawno zapowiedziała, że doprowadzi do rozpadu rodziny, gdy tylko wróciła po porodzie. Z zawodu jestem inżynierem instalacji sanitarnych, prowadzę działalność gospodarczą, ale gdy miałem pierwsze problemy finansowe, mama dziecka powiedziała, że obecnie nie miłość się liczy, a pieniądze. Przez kolejne lata spotykałem się z synem regularnie, prawie każdy weekend spędziliśmy razem. W pewnym momencie dyrektor przedszkola, do którego uczęszcza chłopiec, wysłała mnie do psychologa szkolnego i prosiła, bym przeprowadził się z Lublina do Lubartowa i częściej widywał z synem, gdyż zauważa, za chłopiec potrzebuje kontaktu z ojcem. Tak też uczyniłem, lecz mama chłopca dostała wtedy szału. Zaczęło się alienowanie mnie w sposób zorganizowany. Syn dziwnym trafem w wiele dni przewidzianych spotkań ze mną dostawał nagle jednodniowych chorób. Powiadomił mnie też, że mama mu zabroniła jeść u mnie, a potem ona twierdziła, iż dziecko wraca do niej głodne. Wyrywała dziecko ode mnie, strasząc Policją. Nie pozwalała już nam na wspólne spędzanie czasu. Chciała wszystko kontrolować.

– Sprawa o ograniczenie władzy rodzicielskiej ojcu i ustalenie miejsca pobytu małoletniego ruszyła w sądzie rodzinnym w Lubartowie na wniosek mamy dziecka w marcu ubiegłego roku – kontynuuje Krzysztof. – Ponieważ nie piję, nie palę, jestem dobrym ojcem, to zostałem pomówiony przez matkę dziecka o chorobę psychiczną. Wymieniła „dokładnie” w pozwie, na jakie rzekomo cierpię choroby. Ale ja posiadam orzeczenie lekarza psychiatry, zgodnie z którym żadna choroba psychiczna u mnie nie występuje. Lecz sąd tych badań nie uznał. Przewodniczący wydziału sądu w Lubartowie, prowadzący moją sprawę, zdziwił się, że ja, zajmując odpowiedzialne stanowisko, zatrudniając wiele osób, mogę być jednocześnie sam osobą z zaburzeniami. Przecież to przeczy logice! Lecz nie mam pojęcia, dlaczego daje on jednocześnie wiarę pomówieniom matki? Na prośbę tegoż sędziego wyraziłem zgodę na zbadanie mnie przez psychiatrę z Abramowic. Wyników do dziś, niestety, nie ma. Nie wiem dlaczego, psychiatra wciąż przeciąga wydanie mi ich. Nawet sąd nie umie odpowiedzieć na to pytanie. A sędzia z Lubartowa przyrzekł mi, że po uzyskaniu tych wyników przywróci mi prawo do kontaktów z moim kochanym synem. Ale i on nie ma jak tego uczynić. Czas więc płynie, a ja dziecka nie widziałem już pół roku.

– W międzyczasie syn opowiedział mi o przemocy w stosunku do niego – uzupełnia ojciec dziecka. – Zgłosiłem ten fakt do Centrum Interwencji Kryzysowej i na komendę Policji w Lublinie. Obie instytucje natychmiast wszczęły dochodzenie. A ja po raz kolejny zdecydowałem się chronić mojego syna i zabrać go do siebie do czasu zaistnienia przesłuchania w niebieskim pokoju (miało ono miejsce w lipcu ubiegłego roku). Jednakże po pewnym czasie mama dziecka w asyście Policji siłą weszła do mieszkania moich rodziców w Lublinie i zabrała syna, pomimo, że chłopiec nie chciał z nią iść. Policjant wyrwał go z rąk babci, a ten zaczął płakać. Policjantów spotkałem przed blokiem, zaś na komisariacie dowiedziałem się, że sędzia z Lubartowa wydał Policji polecenie skutecznego pozyskaniu dziecka na rzecz jego matki. Według mnie jest to niezgodne z prawem wykorzystywanie władzy. Byli moi sąsiedzi w Lubartowie powiedzieli mi, że rodzina mamy mojego syna ma kontakty z różnymi wpływowymi osobami w mieście i z nich korzysta, aby na stałe odebrać mi syna. Poszedłem na Policję w Lubartowie, a tam nieoficjalnie potwierdzono mi te fakty i poradzono, żebym zabrał sprawę z sądu z Lubartowa.

– Nie rozumiem, dlaczego matka dziecka alienuje je od ojca – prawie ze łzami w oczach tłumaczy Krzysztof. – To wszystko jest bardzo niesprawiedliwe. Ani sąd, ani prokuratura, która oglądała posiadane przeze mnie dowodowe nagrania ze skargami syna, nie chcą pociągnąć jego mamy do odpowiedzialności. Umarzają śledztwa. Do sprawy włączył się nawet rzecznik praw dziecka. A syn nie chodzi do przedszkola już pół roku, nie widuję się z swym tatą. A ja tęsknię za nim, kocham mojego syna.

Wielu przechodniów zatrzymywało się, czytało wywieszone treści, słuchało wypowiadanych słów. Niektórzy podchodzili do protestujących, rozmawiali.

– Jestem tatą 6-letniej Alicji – zwierza się Jarosław. – Przez pierwsze 2 lata to ja w większości opiekowałem się córką, gdyż pozwalał mi na to mój wolny zawód. Gdy doszło do rozpadu małżeństwa, córka zaczęła być izolowana przez mamę ode mnie i mojej rodziny. Matka obawiała się, że Alicja może zamieszkać na stałe z ojcem. W całym procederze niszczenia więzi rodzinnych pomaga matce Sąd Okręgowy w Lublinie i sądy rejonowe. Po rocznej bezwzględnej izolacji córki ode mnie, udało mi się odzyskać z nią kontakt w tzw. Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Tam kontakty miały trwać tylko chwilę, w celu odbudowania zniszczonej więzi z 3-letnim wtedy dzieckiem. Lecz pomimo ich deklarowanej chwilowości, odbywają się tylko tam do dziś. A matka nie wyraża zgody na żadną inną formę spotkań córki z ojcem. Sąd zaś nie zmienia postanowienia o kontaktach. Z całej mojej rodziny tylko ja mogę kontaktować się z córką i to w tak ograniczonym zakresie. Mimo zakończonych spraw sądowych nic się nie zmienia, a i mój kontakt z córką ma wymiar jedynie 6 godzin miesięcznie. Matce chrzestnej mojej córki i dziadkom sąd odmówił prawa do kontaktów, pozostawiając jedynie drogę telefoniczną. Matka dziecka zaś nie przestrzega żadnych postanowień o kontaktach. Czuje się bezkarna dzięki sędzi, która nie chciała jej ukarać za nieprzestrzeganie postanowienia o kontaktach mimo ewidentnych dowodów na manipulację, a nawet za zastraszanie dziecka przez matkę. Od 4 lat córka nie była w domu rodzinnym, gdzie początkowo wychowywała się. Matka Alicji ma sędziów w rodzinie, a moja córka mieszka 2 km od ojca, jest manipulowana i niszczona psychicznie przez matkę.

Protestujący zgodnie twierdzą, że nie jest to, zapewne niestety, ich ostatnie tego typu przedsięwzięcie. Wygodniej byłoby im, oczywiście – jak sami zauważają – bawić się w domu z dziećmi, odprowadzać i przyprowadzać z przedszkola, chodzić z nimi na spacery, do McDonald’sa, do kina, obserwować jak pociechy rosną, jak się rozwijają… Ale ponieważ czują się osobami poszkodowanymi przez system, dlatego nie spoczną, zanim nie osiągną tego, czego pragną zarówno oni sami, jak i ich dzieci – jak solidarnie zapewniają.

Ich manifestacje odbywać się będą cyklicznie co 2-3 tygodnie przed sądami w Opolu Lubelskim, w Lubartowie i w Lublinie. Jednocześnie osoby te szukają innych matek i ojców, podobnie jak i oni poszkodowanych przez – jak określają – polski Wymiar Sprawiedliwości. Poszukują również kontaktu z mediami zainteresowanymi tym tematem.

Tekst: Leszek Mikrut

 

22 komentarze

  1. Ten protest nie ma najmniejszego sensu. Polski wymiar sprawiedliwości nie jest dla ludzi bo nie odpowiada przed nikim. Aż dziw bierze, że nasz naród uważa, że żyje w demokratycznym systemie państwowym.

    • To prawd, sedziokracja naklada sie na idiotyzm ustawodawcy, w wyniku czego kto moze trzyma sie od sadow jak najdalej

  2. Znam tę wieś, policja (milicja) stoi ponad prawem… Niestety sądy nie działają, a ten zaścianek mazowieckiego wykorzystuje to, smutne.

Dodaj komentarz

Z kraju