Przed marketami budowlanymi „Włosi” oferują markowy sprzęt za ułamek ceny. Wraca stara metoda oszustwa
21:50 22-03-2023
W okolicach marketów budowlanych w Lublinie znów pojawili się mężczyźni, którzy oferują klientom „za pół darmo” sprzęt w postaci agregatu prądotwórczego. Schemat ich działania praktycznie się nie zmienił. Podają się oni za obywateli Włoch i zaczepiają wychodzące ze sklepu osoby tłumacząc, że mają dla nich doskonałą ofertę.
Mężczyźni tłumaczą,że wracają z pokazu maszyn, jednak nie opłaca im się zabierać sprzętu z powrotem do Włoch, gdyż ze względu na jego ciężar, za bilet zapłacą więcej, niż jest on wart. Dlatego też np. oddadzą go za ułamek wartości, a nawet za darmo. W tym ostatnim przypadku należy jedynie zwrócić im podatek VAT, który musieli zapłacić wwożąc sprzęt do Polski.
-Pod Obi na ul. Chemicznej podeszło do mnie dwóch elegancko ubranych „Włochów”, którzy przyjechali szarym Volkswagenem Tiguanem. Wyjaśnili, że są przedstawicielami marki Stihl i Honda, pokazali też włoskie wizytówki. Tłumaczyli, że przyjechali do Polski ze swoim najnowszym sprzętem, wracają z Politechniki Lubelskiej i za trzy godziny maja samolot z Warszawy, jednak nie mogą ze sobą zabrać agregatu i pilarki spalinowej – wyjaśnia jeden z zaczepionych przez nich mężczyzn.
Oczywiście „Włosi” tłumaczyli, że nie mogą zabrać ze sobą sprzętu, dlatego też odsprzedadzą go za tysiąc Euro. Tymczasem wartość agregatu i pilarki spalinowej miała wynosić aż 20 tysięcy złotych. Pan Emil od razu zorientował się, że ma do czynienia z oszustami, więc nie zamierzał z nimi prowadzić dalszej rozmowy. Wówczas mężczyźni wsiedli do auta i odjechali.
Oferowany przez oszustów sprzęt wart jest tak naprawdę kilkaset złotych, gdyż są to chińskie podróbki znanej marki. Mężczyźni mogą próbować szukać swoich ofiar w innych miejscach. Dlatego warto zachować ostrożność korzystając z tego typu ofert.
(fot. policja/zdjęcie ilustracyjne)
Miałem z takim styczność parę lat temu, oferował piły spalinowe i w czasie rozmowy odbierał telefon, przez który nawijał po ,,włosku”. Tłumaczenie tożsame z powyższym, a telefon prawdopodobnie ustawiony na alarm, żeby niby ktoś dzwonił. Piła miała być wartości 5-6 tys. zł, a oddawał za 2,5 tys. Chciałem dać stówkę (marketówka wartości 300 zł) ale nie zgodził się, ostatecznie wołał 500 zł.