Piątek, 29 marca 202429/03/2024
690 680 960
690 680 960

W oczekiwaniu na wyrok. Kończy się proces kierowcy autobusu, oskarżonego o spowodowanie wypadku w którym zginął 10-latek

Dobiega końca proces w sprawie tragicznego w skutkach wypadku pod Galą w Lublinie. Pod kołami autobusu komunikacji miejskiej zginął 10-latek. Dzisiaj wygłoszono mowy końcowe zaś na następnej rozprawie zapadnie wyrok.

Kto jest winien wypadku, do jakiego doszło w środę 24 września 2014 roku na al. Unii Lubelskiej przy Gali, ma teraz ocenić sąd i wydać wyrok. Na wtorkowej rozprawie prokurator jak też obrońca wygłosili mowy końcowe. Prokurator zarzucała kierowcy m.in. to, że nie obserwował w prawidłowy sposób otoczenia autobusu a zwłaszcza chodnika i przejścia dla pieszych, przez które przejeżdżał. W ostatnim słowie zażądała dla 54 -letniego Roberta K. kary roku pozbawienia wolności przy jednoczesnym zawieszeniu wykonania wyroku na okres dwóch lat. Z wnioskiem prokuratury nie zgadza się obrońca kierowcy. Uzasadniał to tym, że 10 – latek pojawił się na przejściu gwałtownie a jego klient nie mógł tego w żaden sposób przewidzieć. Tym samym, co też potwierdziły ekspertyzy biegłego, nie miał możliwości uniknięcia wypadku. Prosił sąd o uniewinnienie kierowcy.

W dniu kiedy doszło do wypadku, kierujący autobusem przegubowym marki MAN Robert K. , obsługiwał linię nr 17. Był on zatrudniony przez jednego z przewoźników wykonujących na zlecenie Zarządu Transportu Miejskiego część kursów lubelskiej komunikacji miejskiej. O godzinie 8:10 zmierzając się w stronę Czechowa, wyjeżdżał z ulicy Fabrycznej i skręcał w prawo, w al. Unii Lubelskiej.

Jak wyjaśniał kierowca, co też potwierdzili świadkowie zdarzenia, jechał prawym pasem a wykonując manewr skrętu, skierował się od razu na lewy pas al. Unii Lubelskiej, prowadzący w ul. Zamojską. Po drodze musiał pokonać przejście dla pieszych. Wtedy to usłyszał krzyki pasażerów i od razu zatrzymał pojazd. Jak się okazało, pod koła autobusu dostał się jadący na elektrycznej hulajnodze 10-letni Szymon. W późniejszym postępowaniu śledczy ustalili, że chłopak jechał w tym samym kierunku, jednak poruszał się po chodniku a następnie pokonywał przejście dla pieszych. Wtedy wjechał w bok pojazdu a następnie dostał się pod koła.

Co więcej, tuż obok samochodem jechał ojciec Szymona. Mężczyzna tłumaczył, że cały czas obserwował swojego syna. Przed skrzyżowaniem, przez otwarte okno powiedział do niego, że spotkają się po drugiej stronie ronda. Gdy tam dojechał, zorientował się, że syna nie ma w pobliżu. Zatrzymał się i dostrzegł poruszenie przy stojącym przy przejściu autobusie. Gdy tam podbiegł, zorientował się, że jego syn miał wypadek.

Jak obliczyli biegli, chłopiec od pasa w dół znalazł się pod pojazdem a następnie był ciągnięty przez odległość ponad 22 metrów. W ciężkim stanie został przetransportowany do szpitala, gdzie przeszedł kilka poważnych operacji. Cały czas był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Czekało go jeszcze wiele zabiegów, jednak nie udało się ich przeprowadzić. Zmarł następnego dnia a przyczyną zgonu były liczne obrażenia wielonarządowe.

Prokuratura oskarżyła kierowcę autobusu o umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa i doprowadzenie do śmiertelnego wypadku. Podczas procesu kierowca wyjaśniał, że wjeżdżając na rondo miał zielone światło. Dodał jednocześnie, że gdy wjechał już na skrzyżowanie, światło mignęło i jak wykonywał manewr skrętu, mogło być już czerwone. -Cały czas obserwowałem przejście i jego okolicę. Nie widziałem nikogo na hulajnodze. Co do wypadku, nie widzę tutaj swojej winy – tłumaczył w sądzie. Również jeden ze świadków, pasażer feralnego kursu, wyjaśniał że słyszał, jak pokrzywdzony chłopiec krzyczał „Co ja zrobiłem”. Inna z pasażerek wyjaśniała, że przez pewien czas obserwowała jazdę chłopca i według niej, ścigał się z autobusem i usiłował on na przejściu wyprzedzić pojazd którym podróżowała.

Z kolei ojciec Szymona tłumaczył, że jego syna mógł zmylić manewr kierowcy, czyli od razu skierowanie się na lewy pas ruchu. – Mój syn znał zasady ruchu drogowego. Mógł wjechać na przejście, gdyż sądził, że autobus pojedzie prosto – zeznawał. Do manewru kierowcy zastrzeżenia miała też prokuratura. Chodziło o to, że przejechał on przez dwie linie ciągłe, a przepisy tego zabraniają. Jednak biegli z zakresu ruchu drogowego nie dopatrzyli się tutaj związku ze spowodowaniem wypadku. Przejście dla pieszych jest usytuowane pod kątem ukośnym względem toru ruchu pojazdów a przegubowy autobus musi wykonać łuk, gdyż nie ma możliwości, aby skręcić pod kątem prostym. Nawet gdyby skręcał ciaśniej, wypadku nie dało się uniknąć. Dodatkowo kierowca nie mógł zauważyć chłopca, właśnie przez sposób ustawienia pojazdu.

Po wypadku Robert K. zwolnił się z pracy, cały czas przeżywał zdarzenie i jak wyjaśniał, nie był w stanie usiąść z powrotem za kierownicę.

(fot. policja)
2016-12-06 20:50:25

54 komentarze

  1. Słabe jest to, że jak czytam komentarze to mało jest osób, które niezależnie od tego czyja jest wina nie potrafią uszanować tragedii i pamięci o dziecku. Oby ktoś o was kiedyś tak nie mówił. Cóż to świadczy tylko o komentujących. Jedna rzecz mi nie pasuje. Z artykułu wynika, że kierowca zeznawał, że miał zielone, ale światło mu mignęło i miał czerwone. Zielone i czerwone nie następują po sobie, a oddziela je światło żółte. Nie widzę jasnej odpowiedzi kto na jakim świetle wjeżdżał. Co do samego taty, to sam jestem ojcem i nie wyobrażam sobie, żebym miał swoje dziecko wypuścić w tym wieku na ulice. Zwłaszcza na urządzeniu w którym mogą się zepsuć hamulce czy stać się coś innego, co może prowadzić do wypadku. Zwłaszcza, że część kierowców to zwykła dzicz, która kompletnie nie stosuje się do przepisów.

    • Kolejność przełączania sygnalizacji świetlnej w danym kierunku (w większości przypadków):

      1. kierowca ma zielone dla pojazdów
      2. miga zielone na przejściu dla pieszych
      3. zapala się czerwone na przejściu dla pieszych
      4. zapala się żółte dla pojazdów
      5. zapala się czerwone dla pojazdów

  2. I tu Greg ma całkowitą racje. Kierowca też w jakimś stopniu może ponosić winę, nie mówiąc już o ojcu zupełnie bez wyobrażni. Można jechać, czy nie można dziecko powinno zejść z hulajnogi i być przy ojcu- taki zupełnie normalny instynkt . Tragedia nie wyobrażalna dla wszystkich.

    • Ja nie widzę żadnej winy kierowcy. W pierwszych wiadomościach po wypadku było napisane że przy dojeżdżaniu autobusu do skrzyżowania zielone światło dla pieszych zaczęło migać, gdy kierowca już skręcał w prawo było czerwone. W takiej sytuacji chyba nikt by się nie patrzył już na przejście tylko myślał że ma już w pełni wolną drogę i można spokojnie skręcać. Co do wjazdu od razu na lewy pas. Z powodu na gabaryty pojazdu jest to oczywiście dozwolone, inne opcje: skręt ze środkowego lub nawet lewego pasa (dużo większe zagrożenie) na prawy, a potem zmiana dwóch pasów też bywa nie najłatwiejsza. Opcja trzecia: zabieramy ze sobą trzecią osią któryś z sygnalizatorów.

    • Jedyną winą kierowcy w jakimś stopniu jest to, że przyszedł tego dnia do pracy.

  3. Po co wy wypisujecie takie komentarze?! One i tak nic nie zmienią!!!

Z kraju