Sobota, 21 czerwca 202521/06/2025
690 680 960
690 680 960

Jedni chcą koszenia terenów zielonych, inni ograniczenia tych działań. „To mielenie dzikiej przyrody”

Jest apel do miejskich urzędników, aby jak najbardziej ograniczyć koszenie trawy na terenie miasta. Przedstawiciele Zielonych podkreślają, że dzika, spontaniczna roślinność jest miejscem bytowania jak też stanowi źródło pożywienia dla niezliczonych organizmów tworzących sieć życia.

Praktycznie nie ma dnia, abyśmy nie otrzymywali sygnałów od mieszkańców Lublina, którzy skarżą się na niewykoszoną w wielu miejscach na terenie miasta trawę. Jedni wskazują, iż zasłania ona widoczność, kolejni zaś narzekają, że zarośnięte tereny zielone wyglądają nieestetycznie czy też jest utrudnione z nich korzystanie.

Jest jednak również druga strona, która apeluje do miejskich urzędników, aby jak najbardziej ograniczyć koszenie trawy. Działacze Zielonych domagają się bowiem zrewidowania miejskiej polityki w tej sprawie. Podkreślają, że od dłuższego czasu trwa nieustający „Festiwal Mielenia Dzikiej Przyrody”. Dotyczy to zarówno terenów należących do miasta, jak też spółdzielni, sieci handlowych, firm, parafii, stacji paliw czy też prywatnych właścicieli posesji.

Lokalna aktywistka Irena Kołodziej zaznacza, że dzika, spontaniczna roślinność jest miejscem bytowania jak też stanowi źródło pożywienia dla niezliczonych organizmów tworzących sieć życia. Mowa również o owadach zapylających. Tymczasem ciężki sprzęt koszący każdorazowo niszczy tę sieć. Działaczka mówi tu o chrząszczach, larwach motyli i ciem, gniazdach dzikich pszczół i trzmieli. Do tego dochodzi niszczenie kwitnącej roślinności.

Przedstawiciele Zielonych podkreślają, że bez dzikich kwiatów nie przetrwają dzikie zapylacze, bez owadów i ich larw nie przetrwają ptaki, jeże i ropuchy, bez sieci życia, której jesteśmy częścią, nie przetrwamy my – ludzie.

– Z tego co wiemy coraz więcej miast zaczyna rozumieć ten problem i ograniczać koszenie – Warszawa, Wrocław, Białystok. Również Lublin powoli włącza się w ten trend. Z satysfakcją odnotowujemy pojawianie się w mieście kwietnych łąk, cieszy nas też, że horrendalna liczba 8 koszeń w sezonie została w ostatnich latach ograniczona, przynajmniej nominalnie. Dziękujemy za to, ale prosimy o więcej, znacznie więcej – mówi współprzewodnicząca Lubelskich Zielonych Magdalena Wojciechowska-Jędrzejczyk.

Działacze przedstawili także postulaty w tej sprawie. Chcą, aby pierwsze koszenia realizowane były znacznie później niż obecnie, wyznaczenia w całym mieście terenów, gdzie kosi się nie więcej niż 1-2 razy w sezonie, wprowadzenia stałej praktyki koszenia wzdłuż jezdni czy chodnika w postaci wyłącznie 1-metrowego pasa i pozostawienie reszty przyrodzie, tworzenia kwietnych wysp a także zastępowanie ciężkiego sprzętu lżejszym czyli traktorów ręcznymi kosami.

Jeżeli chodzi o tereny, gdzie koszenie ma zostać ograniczone do 1-2 razy rocznie, mają to być miejsca nieużytkowane, nie wykorzystywane w celach rekreacyjnych, oraz te, gdzie za koszeniem nie przemawiają względy bezpieczeństwa. Chodzi głównie o skarpy, rozległ i wielohektarowy teren byłego cmentarza żydowskiego przy zbiegu ul. Walecznych i Andersa, wąwozy Czuby i Rury poza miejscami do zabaw oraz sportu czy pikników a także tereny przyuliczne o słabym natężeniu ruchu. Aktywiści proponują także, aby na pasach zieleni między jezdniami koszenie odbywało się tylko w bezpośrednim sąsiedztwie skrzyżowań.

(fot. Leszek Mikrut)

44 komentarze

  1. Ocena: 0

    To może też nie ma co sprzątać? Upadło, niech leży

  2. Ocena: 0

    Koście to, bo strach parkować na takim trawniku.

  3. „….a także zastępowanie ciężkiego sprzętu lżejszym czyli traktorów ręcznymi kosami. ”

    tego kto to wymyślił zapraszam na wypas ze stadem owiec, będzie jeszcze lepiej

  4. Nie chodzi o to, żeby wymłócić trawę przy samej glebie i ogołocić całe miasto – koszenie należy robić to z głową. Dzisiaj rano widziałem, że panowie rozkładali się z kosiarkami przy Witosa (od ronda przy Makro w stronę Tysiąclecia), gdzie pasy jezdni przedzielone są pasem zieleni. W takim miejscu łąka mi – jako kierowcy – nie przeszkadza. Nie ma tam bowiem ani przejść dla pieszych, ani wyjazdów z bocznych uliczek. Podobnie, jak na wykoszonym pasie zieleni wzdłuż Graffa. Jednak już np. na Krańcowej, albo Podzamczu, gdzie są i osiedlowe wyjazdy, i przejścia, kosiarzy nie widać było od zeszłego roku. A takim miejsc, gdzie trawa zasłania pieszych, uniemożliwia swobodną widoczność i wpływa niekorzystnie na bezpieczeństwo mieszkańców jest pełno. Dlatego tam, gdzie trzeba, należy pobocza i trawniki wykosić, co nie oznacza, żeby robić to wg bezmyślnego schematu. Próżno jednak oczekiwać zadowalających rezultatów, gdy z jednej strony są zieloni fanatycy, a z drugiej miejscy urzędnicy, bo obu stronom brakuje rozwagi i wyobraźni, a zwłaszcza odpowiedzialności.

  5. Prawidłowo ,ale dla takiego mieszkańca,,dezertera od pługa nie skoszony trawnik w mieście to hańba.

  6. Ocena: 0

    Łąki niech sobie rosną ale pas drogowy powinien być wykoszony. Przynajmniej w rejonie skrzyżowań i przejść dla pieszych.

  7. Ocena: 0

    Miasto nie las czy puszcza. Trzeba kosić, tym bardziej że ogranicza to widoczność przed i na skrzyżowaniach czy przejściach dla pieszych.

  8. Ocena: 0

    Krzyk tych zielonych fanatyczek w mediach odnośnie zastąpienia ciężkiego sprzętu na ręczny będzie miał sens wtedy, kiedy same wezmą te lekkie sprzęty w dłonie i będą robić według ich fantazji. A wtedy dopiero będą działaczkami, w końcu coś zdziałają, gębą to każdy potrafi.

  9. Ocena: 0

    Niech sobie nie koszą pod swoimi oknami, ale na skrzyżowaniach nie kosić to już jest chamstwo i stwarza duze zagrożenie.

  10. Proponuję zielonym aktywistom dżunglę amazońską.

Z kraju

Lubelski biznes

Biznes i handel

Sport

Polityka

Zdrowie i styl życia

Nauka i technologia