Czwartek, 28 marca 202428/03/2024
690 680 960
690 680 960

Skutki ograniczenia dostępu do dentysty w okresie pandemii koronawirusa są już widoczne

W 2019 roku były przesłanki, by sądzić, że zły stan zdrowia jamy ustnej mieszkańców Polski się poprawia. Pandemia mogła odwrócić ten trend. Jeden z sondaży wykazuje, że w 2020 roku prawie połowa mieszkańców Polski w wieku od 18 do 60 lat mogła nie wybrać się do dentysty pomimo bólu, stanu zapalnego czy niedokończonego leczenia.

Przed pandemią można było mieć nadzieję, że będzie coraz lepiej. Z obszernego raportu „Choroba próchnicowa i stan tkanek przyzębia populacji polskiej. Podsumowanie wyników badań z lat 2016-2019” pod redakcją prof. Doroty Olczak-Kowalczyk wynikało, że było lepiej w porównaniu do poprzedniej edycji badań z 2010 roku.

Na przykład, w badanej grupie wiekowej 35–44 lata stwierdzono wówczas zmniejszenie częstości próchnicy (u blisko połowy badanych nie stwierdzono aktywnych ognisk próchnicy, co było lepszym wynikiem niż ten uzyskany w 2010 roku, ale zaledwie 0,9 proc. było wolnych od próchnicy; dla porównania: w Szwecji – 8 proc.). Z kolei średnia liczba zachowanych zębów naturalnych u osoby starszej (65-74 lata) wynosiła 6,5 w 2009 roku i uległa podwojeniu dziesięć lat później (13,5 proc.). Średnia liczba zachowanych zębów u kobiet wynosiła 13, podczas gdy u mężczyzn zachowane było tylko 11 zębów. Rozpowszechnione były choroby przyzębia, szczególnie w populacji osób starszych.

Była to znacząca poprawa. Stomatolodzy obawiają się, że te korzystne trendy mogły zostać odwrócone w trakcie pandemii.

– Jako praktycy obserwujemy wiele skutków przekładania lub odwlekania zaplanowanych wizyt, co jest przez pacjentów argumentowane obawą przed zakażeniem się koronawirusem w gabinecie. Dziś widzimy przede wszystkim groźne powikłania endodontyczne, usuwamy zęby, które można było uratować, w wielu przypadkach leczenie ortodontyczne trzeba rozpoczynać od nowa, żniwo zbiera próchnica, szczególnie u młodych ludzi – mówiła w marcu przy okazji Światowego Dnia Zdrowia Jamy Ustnej prof. Marzena Dominiak, prezydent Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego.

Jej spostrzeżenia potwierdzają badania zlecone pod koniec ubiegłego roku przez Medicover Stomatologia. Wynika z nich, że 68 proc. pacjentów w 2020 roku wymagało leczenia przynajmniej jednego zęba. Tymczasem aż 41 proc. pacjentów z niego zrezygnowało, a 30 proc. osób, które zgłosiło się do dentysty podczas pandemii, dotarło do gabinetu już z bardzo silnym bólem zęba. 82 proc. wymagało wypełnienia ubytków z powodu próchnicy.

Mało tego, mimo mniejszej liczby osób zgłaszających się do dentysty, lekarze dentyści musieli wykonać więcej specjalistycznych zabiegów:  aż 69 proc. pacjentów, którzy w końcu zgłosili się na leczenie, potrzebowało leczenia kanałowego, a w 68 proc. przypadków konieczne było usunięcie zęba. Efektem odwlekania wizyt jest także fakt, że co czwarta osoba wymagała leczenia dziąseł. Niepokojący jest także to, że w 49 proc. przypadków konieczna była interwencja chirurga-stomatologa.

Nie należy zapominać, że kiepski stan zdrowia jamy ustnej w Polsce wynika nie tylko z ograniczeń z dostępem do dentysty (w czasach przedpandemicznych barierą były dla wielu mieszkańców pieniądze – NFZ refunduje niewiele zabiegów dentystycznych dla dorosłych), ale też z niedostatecznej higieny jamy ustnej i nieprawidłowej diety. Z wielu badań wynika, że mieszkańcy Polski nieprawidłowo używają szczoteczek do zębów i rzadko korzystają z nitek dentystycznych.

Do tego dochodzi dentofobia: aż 43 proc. Polaków, niezależnie od COVID-19 deklarowało w 2020 roku, że przed leczeniem powstrzymuje ich strach i lęk przed dentystą.

– Niestety, wiele osób w Polsce nadal ma obawy przed leczeniem zębów. I chociaż stomatolodzy robią co mogą, aby temu przeciwdziałać, część pacjentów wciąż ma problem, aby pokonać lęk przed wizytą gabinecie dentystycznym. Do długiej listy powodów, dla których często decydowaliśmy się przełożyć lub odwołać wizytę, w 2020 dołączył lęk przed koronawirusem. Tym bardziej, że pacjenci widzieli, jak w pierwszych tygodniach pandemii nawet 70 proc. gabinetów nagle się zamknęło, co mogło być dla nich niepokojącym sygnałem – komentuje lek. dent. Błażej Derda z centrum stomatologicznego Dental Sense w Warszawie.

Warto jednak zauważyć, że wiele gabinetów stomatologicznych było otwartych także w czasie lockdownu, przyjmując pacjentów w podwyższonym rygorze sanitarnym i lecząc zęby w bezpiecznych warunkach. Polskie towarzystwa stomatologiczne bardzo szybko opublikowały wytyczne dla dentystów, jak chronić siebie i pacjentów przed zakażeniem koronawirusem w czasie pandemii.

– Opóźniając wizytę, zwłaszcza, jeśli pojawiają się pierwsze dolegliwości bólowe, narażamy się nie tylko na dłuższe leczenie, ale i znacznie większe koszty. Rośnie także ryzyko ciężkich powikłań. Tym bardziej, że stan zdrowia zębów i dziąseł rzutuje także na ogólny stan zdrowia organizmu – przestrzega Błażej Derda.

Stomatolodzy przypominają, że pacjenci mogą czuć się bezpiecznie, zwłaszcza, że większość z lekarzy zaszczepiło się przeciwko COVID-19. Zaniedbane zęby mogą zaś powodować m.in. osłabienie odporności organizmu, które pojawia się przy przewlekłych stanach zapalnych. Zła kondycja jamy ustnej może mieć także wpływ na rozwój i przebieg chorób m.in. układu oddechowego, schorzeń nosogardzieli i płuc, a także chorób układu krążenia. Nieleczone choroby przyzębia mogą ponadto odbić się na zdrowiu nerek.

(fot. pixabay.com, źródło PAP MediaRoom)

11 komentarzy

  1. a ceny ???

  2. „Skutki ograniczenia dostępu do dentysty w okresie pandemii koronawirusa są już widoczne”
    to jakieś pomówienia – przecież służba zdrowia działa wzorowo, wszyscy mają bezpłatny dostęp do dowolnych świadczeń bez ograniczeń, dodam coś od siebie że wszystko jest zgodne z prawem i sprawiedliwością społeczną.

    • A wirus był i jest w odwrocie od zawsze. A półotra roku lockdownu to taki żarcik.

  3. Bzdury. Ja od roku chodzę do dentysty w terminie jaki mi się podoba i mam zrobione co potrzeba. Autor artykułu chyba nie odrobił wszystkich lekcji.

    • Zalecamy przeczytać tekst. To, że Pan/Pani chodzi nie oznacza, że wszyscy chodzą lub mieli taką możliwość…

  4. Prywatne gabinety były otwarte cały czas.

  5. Oczywiście, że się pogorszyło… człowiek dzwoni do dentysty i mówi: dzień dobry ząb mi się złamał/rusza kiedy mogę przyjść?
    Głos w słuchawce: najbliższe terminy mamy za 2-3 miesiące…
    Dzwonisz prywatnie też nie lepiej, też trzeba czekać, a dodatkowo płacić 150 za „dezynfekcję” gabinetu.
    Nic tylko wyrwać sobie wszystkie zęby i po problemie.

  6. W luxmedzie nie ma długich terminów, prywatnie cena jest stała i nie taka wysoka. Na NFZ u stomatologa byłam z 20 lat temu.

  7. Pamiętam wielką akcję PiS – dentobusy.
    Kosztowały 24 miliony i gdzie teraz są?
    Przewał jak na maseczkach i respiratorach.
    A głupi suweren dalej daje się okradać.

Z kraju