Piątek, 19 kwietnia 202419/04/2024
690 680 960
690 680 960

Dwaj mieszkańcy naszego regionu jako pierwsi ruszyli na pomoc poszkodowanym w wypadku Pendolino. -Pozostali martwili się opóźnionym pociągiem

Wracali do swych domów z zajęć na uczelni. Pociąg Pendolino, którym jechali, zderzył się z ciężarówką. Bez chwili wahania ruszyli na pomoc poszkodowanym.

Michał Jakimiuk z Białej Podlaskiej oraz Konrad Dawidowicz z Lublina uczęszczają do Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Pierwszy z nich jest podchorążym z Medycznego Cywilno-Wojskowego Koła Naukowego, drugi należy do Sekcji Działań Nieregularnych. Tydzień temu, w piątek 7 kwietnia, wracali do swoich domów. We Wrocławiu wsiedli w jadący do Warszawy pociąg Pendolino. W stolicy mieli się przesiąść w kolejne środki transportu, aby dotrzeć do swoich miejsc zamieszkania. – Jadąc do domu, jak zazwyczaj nie przeczuwaliśmy, że może stać się cokolwiek niepokojącego. Niestety spokojną podróż przerwało gwałtowne szarpnięcie a następnie twarde hamowanie – wyjaśnia Michał Jakimiuk.

Była akurat godzina 15.12, pociąg poruszał się wtedy jednotorowym odcinkiem pomiędzy Opolem a Częstochową. W miejscowości Schodnia na Opolszczyźnie maszynista dostrzegł stojącą na przejeździe kolejowym ciężarówkę. Nagłe hamowanie nie pomogło w zatrzymaniu ważącego kilkaset ton rozpędzonego pociągu. Doszło do zderzenia. Na pokładzie pociągu było do 250 pasażerów. Konrad wraz z Michałem bez chwili zastanowienia ruszyli na pomoc.

Gdy przez okno zauważyli fruwające fragmenty ciężarówek w które uderzył skład pociągu, od razu zaczęli szukać swoich podręcznych apteczek. – Nakładamy zawczasu rękawiczki ochronne. Szybka wymiana spojrzeń z kolegą Konradem i już wiedzieliśmy, biegniemy udzielać pomocy. Dookoła masa przekleństw, niestety pozostali pasażerowie martwili się opóźnionym pociągiem. Przez awaryjnie otworzone drzwi, pobiegliśmy do pierwszego wagonu, musieliśmy czekać na to, aż pasażerowie od środka otworzą swoje. Jak tylko to się stało, wbiegliśmy do środka i natychmiast rozpoczęliśmy segregację rannych pod kątem odniesionych urazów – relacjonuje jeden z nich.

W pierwszej kolejności zajęli się segregacją osób poszkodowanych a następnie zaczęli opatrywać tych, którzy odnieśli najpoważniejsze obrażenia. W międzyczasie pomyśleli o kierowcy ciężarówki. Pobiegli więc sprawdzić, co z nim. Na szczęście w kabinie auta nikogo nie było. Wrócili więc do pociągu, gdzie kontynuowali akcję ratowniczą, udzielając jednocześnie wsparcia psychologicznego. Liczyli rannych oraz pomagali w ewakuacji pozostałych poszkodowanych.

– Po przyjeździe służb, przekazaliśmy informację na temat liczby i stanu poszkodowanych. Niestety brak osoby, która podejmowałaby i koordynowałaby działania służb w pierwszym okresie po wypadku wprowadzało chaos i zamieszanie – tłumaczy Michał Jakimiuk. Gdy na miejsce dotarły śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz Straż Pożarna zaczęli pomagać w transporcie rannych do karetek oraz w opatrywaniu poszkodowanych.

– Po zakończeniu działań czuliśmy, że spełniliśmy nasz obowiązek wynikający z faktu bycia żołnierzami i ratownikami. Zimna krew i wiedza dotyczącą udzielania pomocy w wypadkach masowych pomogła nam szybko i właściwie zabezpieczyć stan rannych oraz pomóc koordynować ewakuację rannych. Niestety tylko kilka osób z niespełna 300 pasażerów zdecydowało się na udzielanie pomocy, reszta podróżnych skupiła się na ochranianiu swojego bagażu i narzekaniu na zapewne opóźniony dojazd do domów. Panika, rozprzestrzeniała się w zastraszającym tempie, plotki i przesłyszenia powodowało płacz i obawy o swoje życie pasażerów na długo po wypadku pociągu – kończy swoją relację Michał Jakimiuk.

(fot. MCWKN)
2017-04-15 11:24:12

19 komentarzy

  1. Dobre chłopce, ? taka postawa mi pasi yo.

  2. a tam byli pierwsi, a że tam byli też to inna racja pewnie

  3. zolnierz z W.L.O.P.

    W kodeksie drogowym jest wyraznie napisane,kto bedac uczestnikiem lub osoba postronna nie udziela pomocy podlega karze do lat 3.zolnierze,brawo panowie.honor nie shanbiliscie

Z kraju