Czwartek, 28 marca 202428/03/2024
690 680 960
690 680 960

Na potęgę kradną to co wyrośnie na polach. Rano hurtownicy, później rowerzyści, wieczorem całe rodziny

W ostatnich dniach coraz częściej otrzymujemy informacje na temat kradzieży warzyw i owoców, do jakich dochodzi na polach, szczególnie w pobliżu Lublina. Skarżą się też działkowicze ze znajdujących się na terenie miasta ogródków działkowych. Niekiedy złodzieje potrafią ukraść nawet większość upraw.

Rolnicy, sadownicy oraz działkowicze praktycznie każdego dnia wykrywają kradzieże warzyw i owoców na swoich uprawach. Im bliżej miasta tym problem jest większy. Ginąć potrafi wszystko co rośnie w ziemi czy też na drzewach. Jak wyjaśniają poszkodowani, są trzy grupy złodziei. Pierwsza działa nad ranem, kradną większe ilości, najczęściej potem sprzedają wszystko na bazarach. Druga grupa to przypadkowi złodzieje, którzy przejeżdżając w dzień np. na rowerze, zatrzymują się i zabierają co im przyda się w domu. Z kolei wieczorami na polach można spotkać tych, którzy przyjeżdżają po darmowe zaopatrzenie w warzywa dla swoich gospodarstw domowych. Często są to całe rodziny, kradną zarówno rodzice jak i znajdujące się z nimi dzieci.

– Mieszkam od 20 lat pod Lublinem niedaleko Zalewu Zemborzyckiego, ale to co dzieje się obecnie, przekroczyło wszystkie granice. W związku z tym, że dużo rolników zdecydowało się zasiać kukurydzę, jest niewiele brokułu, bobu i tego typu roślin. Wszystkie pola, szczególnie te znajdujące się w pobliżu ścieżek rowerowych, są nagminnie okradane. O ile osoby, które kradną we wczesnych godzinach porannych, aby sprzedać łup na targu, są zazwyczaj niezauważane i każdy do tego przywykł, to widok kilkunastu rowerów na swoim polu, kiedy to rowerzyści rwą wszystko co im w ręce wpadnie, jest po prostu przygnębiający – wyjaśnia jeden z mieszkańców Zemborzyc.

– Późnymi godzinami popołudniowymi nakrywamy na swoich polach złodziei z dziećmi, którzy pokazują młodemu pokoleniu, jak nie szanować cudzej własności. Ludzie nie czują wstydu. Kradną wszystko, co się da, bezwstydnie zabiorą wszystko, co jest w linii 20 metrów od drogi. O ile warzywa ginęły zawsze, jednak w tym roku kradną tak dużo, że nie pamiętam takiej sytuacji od 20 lat – dodaje mężczyzna. Podobna sytuacja występuje na terenie ogródków działkowych w Lublinie. Doszło do tego, że działkowicze pełnią dyżury, aby tylko przypilnować tego co zasiali. O ile na polach, ze względu na wielkość upraw, zginie tylko część plonów, to na działkach złodzieje potrafią zabrać wszystko co wyrosło.

– Kradzieże zdarzały się co roku, lecz obecnie jest to prawdziwa plaga. Od wczesnej wiosny pracujemy pielęgnując te skrawki ziemi licząc, że zbierzemy choć trochę własnych warzyw na zimę, co przy ograniczonym budżecie bardzo dużo znaczy. A tu przyjdzie złodziej i wyrwie wszystko co wyrosło – wyjaśnia pani Zofia. – Z tego co wraz z mężem zasiałam, zostało tylko trochę buraczków i marchewki. Cebulę wyrwali całą jaka była, z bobu też nic nie zostało, fasola także zniknęła razem z krzakami. Pomidorów nawet nie sadziłam, gdyż każdego roku zrywali owoce, zanim te się na dobre dojrzały. Podobnie jest u sąsiadów – dodaje działkowiczka.

Z kradzieżami owoców walczą również właściciele sadów. Jednak w ich przypadku, obawiają się głównie zorganizowanych grup, które świtem potrafią zerwać kilkadziesiąt a nawet kilkaset kilogramów owoców. Są to jednak sporadyczne przypadki. – Ci którzy zatrzymują się aby zjeść na miejscu to co zerwą, najczęściej drugim razem już nie wracają. Odchorują swoje spędzając godziny w wc, gdyż owoce trzeba wiedzieć kiedy można zrywać by nie zaszkodziły. Wszystko przez to, że są one co kilka dni pryskane więc zachłanność może mocno zaszkodzić – śmieje się jeden z sadowników z powiatu opolskiego. Podobne zdanie mają inni rolnicy.

– Wypada pozdrowić przy okazji wszystkich, którzy mają pecha. To, że warzywa wyglądają już na gotowe do zbioru nie oznacza, że nadają się one do jedzenia. Kradnąc w ten sposób warzywa i owoce, ludzie robią krzywdę sobie, ale i swoim dzieciom. Brak rozwagi jest zatrważający. Niektórzy rolnicy używają nawozów na wzrost roślin nawet w lipcu, więc jedzenie owoców wprost z cudzych krzaków, jest po prostu proszeniem się o problemy – tłumaczy mieszkaniec Zemborzyc. Przypomina jednocześnie, że nieogrodzona działka lub las brzozowy obok domu również ma właściciela. Nie można z nożykiem pójść i wycinać komuś grzyby tylko dlatego, że nie są oddzielone płotem.

– Nie chcę tutaj uniewinniać osób z terenów podmiejskich. Muszą oni ogrodzić swoje działki, aby dać w jasny sposób do zrozumienia innym, że po owoce i warzywa idzie się na targ i do sklepu, a nie w niedzielne popołudnie okrada się wraz z całą rodziną innych z ich pracy. Obcisłe spodnie, drogi rower, okulary przeciwsłoneczne, smartfon na ramieniu i przekonanie o swojej wyższości tutaj i na drodze nie upoważnia to kradzieży cudzej pracy – dodaje nasz rozmówca.

(fot. lublin112)
2016-07-25 17:40:49

51 komentarzy

  1. To prostaki i buraki te wszystkie ha…. za miasta, robić się nie chce tylko zawsze darmochy szukają. Do roboty chamy miejskie.

  2. Jak najdalej od zamoscia

    Śmieją się mieszczuch z lsw z lub itd. A wieczorem wsiadają na rowerki i jadą do LUB i kradną warzywa bo swoje to dobre…

  3. złodzieje mieszkają w strzeszkowicach przy drodze na bełżyce. nie dawno ukradli krzewy na 8 tys( było na 112) teraz buszują po polach i wszystko kradną.

    Uwaga jeżdzą granatowym fiatem siena kombi na lubelskich numerach

  4. Złodziej to złodziej. Powinno być zalegalizowanie strzelanie z broni ostrej do złodziei. Bez ostrzeżenia.

  5. Przez osiem lat kradli całymi rodzinami teraz się ukruciło ale nawyk POzostal to chociaż kapustę i marchewki zawiną.

Z kraju