Czwartek, 16 maja 202416/05/2024
690 680 960
690 680 960

Lublin: Matka całą noc koczowała w aucie pod szpitalem, z dala od umierającego dziecka

Wczoraj wieczorem otrzymaliśmy dramatyczny apel od osób z całej Polski. – Pomóżcie matce, którą wyproszono z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego przy ul. Gębali. Kobieta koczuje teraz w aucie, kiedy jej dziecko umiera – brzmiały słowa w nadsyłanych wiadomościach.

291 komentarzy

  1. Matka ma prawo zostać przy dziecku na noc gdy ono jet chore, ale na innym oddziale. Z jednej strony rozumiem procedury, unikanie bakterii, zakażeń itp..ale jaka jest różnica tych zagrożeń w ciągu dnia a jaka w nocy? Szpital uniwersytecki tyle kasy ma, dotacje, takie budynki powstają a ciężko pomyśleć o zrobieniu sali dla takich rodziców, by mogli zostać odpocząć? Będą w innej sali, ale blisko zawsze to inaczej przejść korytarz niż jechać kilka km. Pewnie oczywiście trzeba by było płacić, bo przecież ktoś potrzebuje wypoczynku na np wyspach Bali, Goa. Kasa jednak pozbawia człowieczeństwa.

  2. Konkretny! Rozwalil bym ci leb!!!!

  3. Jakby doktorka kasę w lape wziela to by pozwoliła zostać. Sepy nie lekarze.

  4. Ile osób tu piszących przekazało 1 % podatku na hospicjum dla umierających dzieci? Tak was ta historia poruszyła? To dziecko nie powinno umierać w szpitalu na wieloosobowej sali. Co czują inni mali pacjenci, (jeżeli są świadomi) widząc śmierć przy łóżku obok? W obliczu śmierci każdy liczy na cud, te niestety rzadko się zdarzają i nie koniecznie w szpitalu. Co roku wspieram częścią swojego podatku Lubelskie Hospicjum. Choć sam z niego nie skorzystam ale mogę choć w jakiś sposób, pomóc tym małym istotom umrzeć w godziwych warunkach i odejść.

  5. Bardzo współczuję,niestety wiem jak wygląda „leczenie” w tym szpitalu. Nie mniej jednak jeżeli chodzi o opiekę medyczną… nie empatię wobec rodzica to oit w dsk w Lublinie jest naprawdę dobry.

  6. Szanowi Państwo, nie kłóćcie się i nie psujcie sobie nerwów to bez sensu, skupmy się na szpitalu i absurdzie jaki tam się odbywa.

  7. Wiem, co piszę, bo moja 4 tygodniowa córeczka dostała skierowanie na oddział ponieważ miała bardzo wysoki poziom bilirubiny (żółtaczka) – wiem ze nie można tego porównywać z chorobą chłopca ale chodzi mi to fakt potraktowania pacjenta i rodzica. U nas było to samo. pokoik 10m2 trzy łóżeczka (moja córka i 2 inne dziewczynki wcześniaki). na oddziale brak toalety dla rodziców, trzeba wyjść na korytarz i czekać aż będzie wolne to na dwa duże oddziały jedna łazienka z prysznicem i wc razem, jak ktoś bierze prysznic to już z wc nie skorzystasz bo wspólne pomieszczenie. Do tej łazienki trudno wejść bo przysięgam wszystko pływa na podłodze aż się odechciewa korzystania z wc. w sali dostałam „fotel” z lat 80 wygnieciony i podarty a tyłkiem dosłownie siedziałam na podłodze ( chciałam z niego zrezygnować i wziąć karimatę ale nie można) fotel ze skai tak stary ze ta skaja się kruszyła i przyklejała się do wszystkiego rąk twarzy włosów. Przy dziecku tylko jeden rodzic, ok zgadzam się to duszno jak w pomieszczeniu wiecej osób. Ja machnęłam ręką i się nie odzywałam bo bałam się ze to się odbije na moim dziecku, a zresztą przezyłam, szokiem tylko dla mnie było przeniesienie się w czasie do lat PRL-u. Trafiłyśmy na oddział we czwartek o 20, położyli córkę na „tzw lampach ” w piątek nikogo nie było na obchodzie, w sobote również nie było żadnego obchodu i w niedzielę także. W poniedziałek pani dr wparowała ze studentami, obchód odbył się o 14. We wtorek znowu studenci od 9 rano, wyszłam coś zjesc bo na sali nie można jesc pic i rozmawiac przez tel komórkowy- ok zgadzam się i rozumie- dzwoni mój telefon to Matka dziecka z sali zadzwoniła do mnie i kazał mi jak najszybciej przyjsc do sali, ja wchodze a jakis student trzyma moje dziecko na rekach, zamarłam jak to zobaczyłam i od razu kazałam odłożyc dziecko, które mi obudzili a jak wychodziłam to smacznie spało. (ja rozmie ze muszą się nauczyc ale nie w ten sposób) Jak Pani dr moze pozwolić na takie branie dziecki przez studentów bez obecności rodzica. Zero informacji dla rodzica, co gorsza miałam wrażenie ze oni nas po prostu nie widzą. zero informacji na jakim poziomie jest bilirubina. dwa razy chodziłam się dowiadywać i jakoś nikogo nie było, bo dr zajmuje się studentami a nie pacjentami. dodatkowo przyjeli do naszej sali dziecko które było tak chore ze ledwo na oczy widziało, co chwila kichanie i charczenie w gardle dodatkowo było tak zaniedbane i brudne, że pielęgniarki zaczęły przy nas krzyczeć na tą matkę ze dziecko jest nie kąpane od 2 tyg, odparzenia , zaschnięte fekalia na tyłku, nóżkach. kto tak robi aby tak chore dziecko przyjmować do sali gdzie sa wcześniaki które mają po 1 kg, miejsca na wstawienie łóżeczka nie było. a dziecko zostało przyjęte na przeswietlenie na następny dzień i na jakiej podstawie pozwolili dzień wczesniej zostac jak na całym oddziale nie było wolnego łóżeczka. Powiedziałam dość i poszłąm szukać lekarza, którego nie znalazłam oczwiści ale wszystko wygarnełam pielęgniarce oddziałowej i jakimś cudem znalażła się wolna izolatka, a na drugi dzień dowieziałyśmy się ze chłopiec na zapalenie płuc !!!!!! I co by było gdyby został w naszej sali czy jakiejkolwiek innej, az strach pomyslec.Spedziłam na tym fotelu 5 dni i 5 nocy i powiedzialam ze dosyc wychodzimy i ja zamawiam lampy do domu aby naświetlać dziecko, poszłam do pani dr która poinformowała mnie ze jak skączy ze studentami to przjdzie do mnie. Oczywiście nie przyszła, złapałam ją jak już wychodziła w płaszczu i poinformowałam ze wychodze na żadanie a ona do mnie ze nie ma takiej potrzeby jej kolega zrobi nam wypis bo własciwie to wyniki są juz ok. Myslałam ze mnie coś trafi ze złosci ciekawe ile jeszcze byśmy tam były i jakie wirusy złapały zanim by nas wypisali. Ale to jeszcze nie koniec. Pani dr powiedziała pielęgniarce która przechodział obok ze wypiszą nas, wiec ta pielegniarka kazała mi wykąpac dziecko w starej poobijanej wannie z popękanym szlałfem i cieknącym kranem. W tym czasie zabrała mi łóżeczko i poszła sobie. Siedziałam z córką na rekach przez 2 godziny ale musiałam iść do toalety bo nie byłam od 16 godzin wiec jedna z matek poszła po pielegniarkę i ta z łaską dała mi łóżeczko, następna przyszła wyjąc welflon z raczki córeczki. Na wypis czekałam kolejne 2 godziny az w koncu poszłam i zaczął dopiero przy mnie wypisywac.W miedzy czasie na raczce zaczął się zrobic stan zapalny to welflonie i nie wyszłyśmy, bo się nie zgodziłam i jeszcze dobe zostałam. SZanowi Panstwo w tym szpitalu łamane są wszyskie prawa pacjeta, człowieka, zeroo empati czy zainteresowania pacjentem. Jak sanepid moze pozwolić na takie meble w salach, przecież to zbiorowisko bakterii i roztoczy. Proszę omijać ten szpital z daleka, tam dla lekarzy liczą się tylko studenci bo za nich mają kase. Przykre ale prawdziwe.

    • wierzę Pani w każde słowo bo ja i mój synek przeżyliśmy tam koszmar .sytuacje bliźniaczo podobne do opisywanych przez Panią . Ludzie piszcie skargi do Rzecznika Praw Pacjenta bo w innym wypadku sytuacja w tym szpitalu nigdy się nie poprawi !!!!

  8. Jak NFZ moze płacić tym lekarzom za pracę której nie wykonują. Przepraszam za literówki ale spory ten laborat

  9. Konkretnego ktoś zrobił na próbę i zapomniał zastrzelić…

  10. Tak, tutaj sytuacja jest tragikomiczna z jednej strony umierające dziecko i zrozpaczona mama z drugiej personel szpitalny a po środku bezduszne często bardzo chore podejście do przepisów podobnie jak same przepisy. Tak właśnie wygląda okrutność tego życia na ziemskim padole i na koniec tacy komentatorzy jak ,,okrutny” którego nazwę po imieniu siór zwyczajny zgrywasz twardziela a w środku drzemie mały zakompleksiony człowieczek ze zwisającym pod noskiem glutem. Ja akurat bywam w szpitalu w Białej Podlaskiej czasem też widzę butę lekarzy gdzie w pewnej sytuacji pani doktor rzekła ja mam limit gdzie nie przyjmę ale np za dwa tygodnie mogę po rozmowie z przełożonymi gdzie przełożona broni lekarki ta zostaje sprowadzona grzecznie do poziomu i już na drugi dzień ta sama doktor jest w stanie przyjąć pacjenta sytuacja nadzwyczajna dodam tylko..Lekarze to pewna elita tzw kasty idąc na ubezpieczenie obsługują Cię tak jak obsługują z łaską ale już prywatnie to lekarze zmieniają się nie do poznania są tak mili jak cyganka na targu. Choć spotykam i normalnych lekarzy, Artykuł jak artykuł my komentując możemy tylko wyrażać swoje myśli ,odczucia nie mając wpływ na całość sytuacji. Wiedząc ze dziecko jest chore i nie ma ratunku walczymy do końca a z drugiej strony w całej tej bezradności pozostaje tylko czekać i pogodzić się z odejściem . Ja również straciłem dziecko bo taki był los były łzy i ta niemoc że nic nie można zrobić choroba nie wybiera to los wybiera z pośród nas tych których kochamy i czasem myślę że są chwile kiedy lepiej jest dla dziecka i nas samych aby odejść niż miałoby się męczyć tu na ziemi razem z nami.