Czwartek, 18 kwietnia 202418/04/2024
690 680 960
690 680 960

Jakub i Bartłomiej Bednarczyk w drodze na Elbrus oraz Kazbek. Relacja z wyprawy

Na początku sierpnia dwóch braci z Lubartowa wybrało się w podróż, której celem było zdobycie dwóch szczytów Elbrus oraz Kazbek. O tym, że wyprawa się udała, już informowaliśmy. Teraz Jakub i Bartłomiej Bednarczyk postanowili opowiedzieć, jak przebiegała akcja od wyjścia z samolotu, aż do wejścia na szczyt.

Podróż rozpoczęła się w piątek 4 sierpnia 2017 roku. Wylot z Warszawy do stolicy Gruzji – Tbilisi zapoczątkował drogę po kolejne szczyty. Cała wyprawa trwała 18 dni i zakończyła się powodzeniem 21 sierpnia. Portal Lublin112 wspierał medialnie projekt braci, którzy tworzą zespół Mate Mountains. Jakub i Bartłomiej Bednarczyk postanowili opowiedzieć, jak przebiegła ich kolejna, udana górska wędrówka,

Początek pobytu w Gruzji

Po niespełna trzy godzinnym locie bracia wylądowali na lotnisku w stolicy – Tbilisi, a po kolejnych trzech godzinach jazdy wynajętym autem, dojechali do miasteczka Stepancminda (dawniej Kazbegi), miejsca, skąd rozpoczyna się droga w kierunku szczytu Kazbek. Odległość między lotniskiem a położonym na wysokości 1750 m n.p.m. osiedlem typu miejskiego to 170 kilometrów. Trasa niezwykle urokliwa, przebiegająca górami Kaukazu, posiadająca liczne podjazdy i zawiłe serpentyny. Pierwszy dzień objawił się piękną pogodą i optymistycznymi prognozami, ale tylko do czwartku.

– Wobec tego, po przepakowaniu rzeczy i śniadaniu wyszliśmy od razu w góry. Pierwotnie plan zakładał wyjście w drogę , dnia kolejnego, jednak w takim przypadku mogło by być już za późno. Atak szczytowy wypadałby na dzień, w którym przyszło by załamanie pogody, stąd przyśpieszone wyjście na szlak. Z ważącym ponad 30 kilogramów plecakiem wyruszyliśmy pieszo z miasteczka Stepancminda w kierunku słynnego klasztoru Cminda Sameba, znajdującego się na wysokości 2170 m n.p.m. Do tego miejsca można również dotrzeć wynajętym samochodem, oczywiście z tego ułatwienia zrezygnowaliśmy i całą trasę pokonaliśmy siłą własnych mięśni. Dodatkowym ułatwieniem, z jakiego można skorzystać w przypadku zdobywania góry Kazbek, jest transport ekwipunku na koniach do bazy. Zgodnie twierdzimy, że ułatwianie sobie wejścia na szczyt jest pozbawione sensu, a z takich rozwiązań korzystają głównie klienci komercyjnych wypraw – wyjaśnia Jakub Bednarczyk .

Na klasztornym wzgórzu, można spotkać bardzo dużą liczbę turystów z całego świata, także z Polski. W tym miejscu uzupełnili zapasy wody, które w panujący tego dnia upał, szybko znikały. Kolejnym charakterystycznym celem po drodze była przełęcz Arsha (2940 m n.p.m.), na której znajduje się murowana kapliczka. Z tego miejsca przy dobrej widoczności można po raz pierwszy ujrzeć lodowiec Gergeti, a także miejsce pierwszego noclegu w górach – tzw. „Saberdzie”. To położna na wysokości ok. 3000 m n.p.m. zielona, równa polana, która stanowi idealne miejsce na rozbicie namiotów. Spędzili tutaj pierwszą noc w górach, uzasadniając to powolnym zdobywaniem wysokości i lepszą aklimatyzacją.

Słoneczna niedziela

Drugi dzień wyprawy to wymarzona pogoda, która na szczęście utrzymywała się do końca pobytu w Gruzji. Poranek wyglądał bardzo podobnie jak większość dni wyprawy. Pakowanie plecaka, zwijanie namiotu, uzupełnienie wody, śniadanie i zdobywanie kolejnych metrów wysokości. Podczas niedzielnego wyjścia ich celem było dotarcie do budynku byłej Meteo Stacji na wysokości 3650 m n.p.m. To stary budynek, w około, którego znajduje się spora liczba rozbitych namiotów. Można to miejsce śmiało nazwać bazą główną pod górą Kazbek. Stacjonuje tutaj również ekipa Polskich ratowników medycznych i górskich, niosących pomoc w trudnych sytuacjach. Droga do tego miejsca, wiodła min. przez łatwiejszy odcinek lodowca Gergeti. Szczeliny na tym etapie są bardzo widoczne i z technicznego punktu widzenia ten kawałek, przy dobrych warunkach pogodowych, nie sprawia problemów.

– Droga ta, jest również o tyle ciekawa, że przed oczami ciągle widniał nasz cel, wygasły wulkan, zwany przez lokalną ludność – lodowym szczytem. Świadomość tak bliskiej obecności z górą, na zdobycie, której czekało się tak długo, było bardzo pozytywnym uczuciem i dawką dodatkowej energii. Postawienie stopy na jej wierzchołku to nie tylko sam fakt wejścia na szczyt, ale także sprawdzian dla organizmów przed kolejnymi, trudniejszymi wyprawami. Po dotarciu na miejsce drugiego noclegu, rozbiliśmy namiot i na małej górskiej kuchence przyrządziliśmy posiłek. Podczas całej wyprawy, głównym elementem wyżywienia była specjalna żywność liofilizowana, którą wystarczy tylko zalać wrzątkiem – kontynuuje opowieść Bartłomiej Bednarczyk.

Aklimatyzacja

Poniedziałek był bardzo istotnym dniem podczas zdobywania góry Kazbek. Z samego rana przenieśli swoje jedynie schronienie na wysokość 3850 m n.p.m. Było to miejsce w pobliżu czarnego krzyża, jednego z punktów orientacyjnych na całej drodze. Namiot został rozbity wśród kamieni, z dala od tłocznego budynku meteo stacji i w pobliżu małego potoku, zapewniającego dostęp do bieżącej wody. Co w warunkach takiej wyprawy, jest o tyle ważne, że nie trzeba za każdym razem, czy to przygotowując posiłek czy picie, topić sporej ilości śniegu. Jak wiadomo jest to bardzo czasochłonne zajęcie. W tym miejscu pozostawili zostawić większość ekwipunku i z lekkim plecakiem, udali się na wyjście aklimatyzacyjne.

– Jest to czynność mająca na celu przyzwyczaić organizm człowieka do przebywania na dużych wysokościach, gdzie panują warunki inne niż te na, których obecnie funkcjonujemy. Wyjście do wysokości ok. 4300 m n.p.m. miało także jeszcze jedno ważne zadanie. Był to odcinek drogi, który mieliśmy do pokonania w nocy, dnia następnego podczas ataku szczytowego. Istotne było rozpoznanie tego fragmentu właśnie podczas dobrej widoczności. W górach tego typu brak oznaczeń trasy, więc jesteśmy zdani na dobrą orientację w terenie i dobre przygotowanie w drodze na szczyt. Po rozpoznaniu lodowca wróciliśmy do namiotu by zregenerować szybko siły i w nocy rozpocząć atak szczytowy – opowiada Jakub.

Wtorek – wyjątkowym dniem

Najważniejszy etap bracia rozpoczęli o godzinie 2:00 w nocy. Początkowo towarzyszyło im bezchmurne niebo, pełne gwiazd. Bardzo ważną zasadą, którą należy przestrzegać w górach Kaukazu jest dotarcie na szczyt wcześnie rano. Powodem takiego postępowania, są częste załamania pogody występujące wczesnym popołudniem. I właśnie, dlatego ich droga przez sporą część czasu oświetlana była przez latarki czołówki, znajdujące się na kaskach. Spory odcinek tej trasy to przypominający inną planetę, zbiór masy kamieni, piasku, piargu, piękny powulkaniczny krajobraz. Po pokonaniu odcinka przy morenie bocznej lodowca, należało pokonać również po ciemku, jeden z bardziej wymagających uwagi momentów. A mianowicie lodowiec, który posiadał bardzo dużą ilość szczelin, był jednak dość „czytelny” i nie spowodował żadnych pobłądzeń.

– Wyjście na śnieżne plateau (rozległe pole śnieżne) to początek coraz lepszej widoczności. Trasa dalej przybierała formę długiego trawersu i stromego podejścia po śniegu. Po wejściu w ten etap na chwilę zaczął padać śnieg i grad, było to jednak tylko chwilowe i znane nam zjawisko, mające miejsce w poprzednie dni. Potem już tylko słoneczna pogoda towarzyszyła nam, aż do samego szczytu. Otwierające się coraz bardziej, rozległe widoki na Kaukaz dawały poczucie, że jest to właściwe miejsce, to w którym się znajdowaliśmy. W pewnym momencie spojrzeliśmy na zegarek wskazujący obecną wysokość. Zatrzymaliśmy się za kilka metrów tylko na chwilę, a dlatego, że była to wysokość 4809 m n.p.m., czyli tyle ile mierzy Mont Blanc – najwyższy szczyt Alp i zarazem całej Europy. Rok temu właśnie tam dotarliśmy najwyżej. Jednak za kilka chwil udało nam się złamać kolejną granicę w górach, mianowicie granicę 5000 m – opowiada Bartłomiej.

– Od tego momentu było już bardzo blisko, kawałek stromej, oblodzonej ścianki i znaleźliśmy się na szycie Kazbek o godzinie 8:22, czasu gruzińskiego . Jego dokładna wysokość to 5033 m n.p.m. To trzecia co do wysokości góra całej Gruzji. Był to ważny moment i kolejne spełnione marzenie. Pozostawała jeszcze droga w dół, która przebiegła bezproblemowo. Z powrotem dotarliśmy do namiotu o godzinie 13.10, a cały atak szczytowy trwał ok. 11 godzin. W związku z tym, że byliśmy w dobrej formie fizycznej, jeszcze tego dnia, po złożeniu biwaku udaliśmy się drogą w dół, do budynku meto stacji, by tam rozłożyć swój namiot i pozostać na noc – dodaje Jakub.

Powrót

Środa to droga w dół, do miasteczka Stepancminda. Po niespełna 5 godzinach marszu, dotarli do miejsca, gdzie zaczęli swoją przygodę z górą Kazbek. Kolejny dzień pozostali w Gruzji, by zakosztować tutejszej kuchni i przygotować sprzęt oraz plecaki, do wyjazdu do Rosji.

O tym jak przebiegła droga na drugi „Kaukaski Kolos” – Elbrus, będą mogli Państwo niebawem przeczytać w drugiej części relacji.

(for. nadesłane)
2017-09-17 19:30:27

Komentarze wyłączone

Z kraju