Piątek, 29 marca 202429/03/2024
690 680 960
690 680 960

Small Planet oznacza opóźnienie? Loty do Barcelony później niż zapowiadano

Choć pierwszy samolot z lubelskiego lotniska do Barcelony miał wystartować w grudniu wiadomo już, że w tym roku połączenie nie ruszy. Ma się to odbyć dopiero na wiosnę.

W sierpniu linie lotnicze Small Planet ogłosiły nowe uruchomienie nowego połączenia z Portu Lotniczego Lublin. Rejsy do lotniska w Barcelonie, obsługiwane samolotem Airbus A320, miały odbywać się dwa razy w tygodniu, w czwartki i niedziele. Pierwszy lot miał się odbyć 29 grudnia 2016 roku. Miał, gdyż jest już pewne, że nie odbędzie się ani w tym roku, ani też w pierwszym kwartale przyszłego roku.

Przewoźnik Small Planet poinformował właśnie, że zgodnie z nową siatką połączeń, loty do Hiszpanii ruszą dopiero na wiosnę. Pierwszy samolot do Barcelony odleci ze Świdnika 3 kwietnia. Jednocześnie zapowiedziano kolejne połączenie, tym razem do Heraklionu na północnym wybrzeżu Krety w Grecji. Tak samo jak loty do Bugras w Bułgarii, będzie ono realizowane w wakacje. Pasażerowie, którzy zakupili już bilety na odwołane połączenia, mają do wyboru zmianę terminu lotu lub też zwrot pieniędzy.

Linie lotnicze Small Planet zapamiętali lubelscy turyści pod znakiem dużych opóźnień. Pasażerowie wakacyjnych lotów do Bułgarii czekali nawet dobę na podstawienie samolotu. Jak wyjaśniał wtedy przedstawiciel przewoźnika, problemy spowodowane były awariami samolotów. To sprawiło, że ponad tysiąc turystów miało kłopoty z rozpoczęciem podróży. Problem ten, oprócz Portu Lotniczego Lublin, dotyczył podróżnych na kilku innych lotniskach w kraju i za granicą.

(fot. Krzysztof Wiśniewski)
2016-11-04 22:35:09

2 komentarze

  1. Nawet najlepszym się zdarza. Leciałem w tym roku do Palma de Mallorca właśnie ze Small Planet i nie było żadnych opóźnień. Obsługa jest na bardzo dobrym poziomie, wysoka kultura stewardess i całego personelu przewoźnika z którym miałem przyjemność rozmawiać. Trzymać kciuki za dalszy rozwój.

  2. Tak to jest, jak ledwo spina się koniec z końcem. Rozkład napięty jak baranie… jak coś się wykraczy, to wszystkie połączenia lecą na łeb na szyję. W zasadzie nie mają nic w rezerwie, bo to oznacza straty. Jak coś się popsuje to trzeba brać od kogoś innego ad-hoc a to po pierwsze kosztuje, po drugie zajmuje kilka ładnych godzin. Ale co zrobić. Taką strategię biznesową obrało kierownictwo.

Z kraju