Ul. gen. Ducha: Źle się poczuł, zderzył się z dwoma autami
12:32 15-02-2016
Do zdarzenia doszło w poniedziałek około godziny 11:30 na ulicy gen. Ducha w Lublinie. Zderzyły się tam trzy samochody: dwa osobowe i jeden dostawczy. Na miejscu interweniowało pogotowie ratunkowe i policja.
Ze wstępnych ustaleń funkcjonariuszy lubelskiej drogówki wynika, że kierujący fiatem mężczyzna, jadąc w kierunku al. Solidarności, zjechał nagle na przeciwległy pas jezdni. Auto otarło się o jadącą z naprzeciwka dostawczą kię, po czym zderzyło się z toyotą.
Kierowca fiata został przetransportowany do szpitala. Jak się okazało, podczas jazdy źle się poczuł, w wyniku czego stracił panowanie nad pojazdem. Pozostałym uczestnikom zdarzenia nic się nie stało. Policjanci ustalają teraz szczegółowe okoliczności zdarzenia.
Zablokowany jest pas jezdni w kierunku ul. Poligonowej.
2016-02-15 12:25:17
(fot. lublin112.pl)
Źle się poczuł w trakcie jazdy czy również nie najlepiej przed tym, jak wsiad(-a)ł do samochodu? Nie demonizuję, ale zdarza się niektórym kierowcom z własnej lub medyków-konowałów winy doprowadzić do tragedii, choćby i takiej jak dwa miesiące temu pod Łęczną… Kierowcy, nie bądźcie egoistami, miejcie na względzie życie pasażerów i innych użytkowników dróg. Są taksówki a w razie czego pogotowie.
Vide:
http://www.lublin112.pl/tragiczny-wypadek-leczna-zyja-osoby-foto/
Widzę że wycinka drzew na Górkach Czechowskich postępuje sprawnie…
Nie bądź taki hej-do przodu. mając naście lat można się źle poczuć po naćpaniu lub przepiciu. Widziałem człowieka 50+ a w tym wieku nie wiadomo kiedy przyjdzie kryzys. Wszystko jest OK aż tu nagle przychodzi kryzys. Ciekawe czy ty osiągając ten wiek będziesz jeździł taryfami, mając w samochód, którym jeździłeś „od zawsze”.Wieszaj psy na politykach. a nie na zwykłych ludziach, których los ukarał.
Przyjacielu… Kryzys nie przychodzi zupełnie nagle, złe samopoczucie towarzyszy Ci od jakiegoś czasu ale go ignorujesz, bo nie jest niczym nowym i jest z Tobą od jakiegoś czasu – po prostu je ignorujesz. Albo… zarobiony i nie dospany przestajesz odczuwać zmęczenie – zastępuje go znużenie. Albo… „czujesz się” na siłach prowadzić, wyłączasz rozsądek i… mógłbym tak długo. To że ktoś wygląda na 50+ nie oznacza że jest potencjalnym inwalidą. Wprost przeciwnie: przy zachowaniu pewnych zasad zdrowy 70-latek będzie (i jest) mniejszym zagrożeniem niż 20-latek z rozbujanym ego.
Chcę powiedzieć, że rozsądny człowiek – niezależnie od wieku – wie, na co go stać za kierownicą. Jeśli biorę leki nasercowe, jestem cukrzykiem, mam wysokie ciśnienie itp. wiem kiedy MOGĘ. Ale do tego trzeba odwagi, aby się przed sobą samym przyznać. A my – faceci – mamy z tym – niestety problem (COOOO, JA NIE POJADĘ?)
Jeśli uważasz że kogoś „los pokarał” bo biedny człek przyfanzolił w samochody… to Ci nie życzę niczego złego. Cierpisz już wystarczająco…
A ja już się kiedyś wypowiadałem, że nie zamierzam być kiedyś zagrożeniem na drodze, jeśli Bóg „pokarze” mnie starością 😉 Póki co cieszę się względnie dobrym zdrowiem i dobrym poczuciem humoru. Czego i Tobie życzę, Proxi…
Jadąc tym odcinkiem z dozwoloną prędkością autem z twardym zawieszeniem to najzdrowsi mogą poczuć wracający posiłek, przeciążenia pionowe są tutaj dość spore, więc bez problemu można tu się źle poczuć I TO NAGLE…
Panie wymądrzalski, a skąd ty możesz wiedzieć jak to jest kiedy osiągniesz 50+ co? no skąd?
Włóż trzewiki i idx do szkoły a dorosłych zostaw w spokoju…i nie pouczaj smyku-smrodzie…
A samczyk alfa (z małej literki) z oklapniętym… rozumkiem jak mniemam?.. Dopij piwko z puszki bo zwietrzeje i mózg, nie daj Boże, zacznie funkcjonować. Lepiej Ci w tym permanentnym letargu…
Uuuu, kolego, mnie już baaardzo niewiele brakuje do 50+ więc nawet nie rozwinę tego co o Tobie myślę.
Ten z Turowoli to zasłabł zdaje się jadąc ponad 200km/h… tak więc nie tylko stan zdrowia przyczynił się do tamtej tragedii. A tutaj przynajmniej tragedii nie było. A cukrzycy moim zdaniem powinni się obowiązkowo kłuć przed siadaniem za kółko (bo coś mi się zdaje, że takie objawy to hipoglikemia najczęściej powoduje).
Dla twojej wiedzy, zastrzyk z insuliny powoduje obnizenie poziomu glukozy we krwi => HIPOGLIKEMIE
Dla twojej wiedzy – chodziło mi raczej o ukłucie się celem sprawdzenia poziomu cukru na glukometrze 🙂
Skoro zasłabł, to mogła mu się noga „omsknąć” na pedał gazu, niestety…
Jechałeś kiedyś z prędkością 200km/h?
Po pierwsze osiąga się ją po dłuższym rozpędzaniu (a już na pewno, gdy rozpędzałby się z 90-100km/h bez redukcji biegu – po zasłabnięciu), po drugie utrzymanie prostego toru jazdy bez kontrolowania kierownicy jest na Polskich drogach dalece nieprawdopodobne, a już zupełnie nieprawdopodobne na odcinku tak długim, jak ten wymagany do przyśpieszenia od 90 do 200km/h).
Z prędkością bliską… 200… Ale to niekoniecznie zgodne z prawem 😉
A skoro już się tak „mądrzysz” to proponuję:
– zapoznaj się z geometrią trasy i nawierzchnią „odcinka dojazdowego”, na długości którego mogła się rozpędzić Audica oraz „zapytaj” kierującego Audi kiedy utracił świadomość całkowicie a kiedy częściowo…
– upewnić się jakim samochodem (pojemność silnika, turbina lub bez, skrzynia automat czy manual) była Audica
– i najważniejsze: jeśli nie zdarzyło Ci się „odlatywać” z przyczyn fizjologicznych – ale nie mam tu na myśli zasypiania za kierownicą ani jazdy po pijaku a konkretnie powolną utratę świadomości powodowaną zaburzeniem akcji serca (zawał, arytmia, częstoskurcz) to gwarantuję Ci, że nie masz pojęcia o czym rozmawiamy…
Jeśli „siada” Ci głowa – to odcina Ci świadomość, jak ma to miejsce podczas zaśnięcia. Bzyk i ktoś wyłącza światło. Jeśli coś nie tak z serduchem – jest pewien odcinek czasowy pomiędzy momentem kiedy zaczynasz czuć że coś nie tak – wtedy pojawia się strach, adrenalina – i przez pewien czas dajesz radę… Myślę, że chłopak z Audi, z wypadku pod Łęczną liczył że da radę – i się przeliczył. Ja zaliczyłem kilka razy częstoskurcz za kierownicą i byłem pasażerem, kiedy kierował człowiek który dostał zawału. Więc znam to niejako z retrospekcji.
Sam dołączyłem do hejterów odsądzających od czci i honoru kierowcy Audi, zaraz po wypadku… Do momentu, kiedy jasnym się stało, że został puszczony do domu bez nadzoru w takiej sytuacji. Mógł go ku***a ktoś odwieźć, mogli wezwać sanitarkę – mógł ON SAM postąpić inaczej. Stało się. I się nie odstanie.
Wytłumaczę może bardziej dosadnie kwestię różnicy pomiędzy utratą przytomności (głową) a zapaścią (zawał itp), abyś już nie musiał już się wypowiadać: różnica jest taka jak między strzeleniem sobie w łeb a umieszczeniem kulki w okolicy serca lub w nim samym…
Być może się nie znam, ale niekontrolowane przyśpieszenie od prędkości 90km/h do prędkości 200km/h nawet w moim samochodzie zajmuje jakieś 10-12 sekund z butem „w podłodze” (a mam naprawdę mocne auto). To więcej niż dość, żeby wylecieć z drogi (zwłaszcza przyśpieszając gwałtownie) gdy się nie kontroluje kierownicy.
Może było i tak, że zasłabł, chodź sekundy wcześniej „zmobilizował się” do szybszej jazdy. Tyle tylko, że wydaje mi się to wysoce nieprawdopodobne.
Nie jeżę się, nie chcę też wydawać kategorycznych sądów.
Ale – ilekroć poczułem po nocy zmęczenie w aucie, zawsze, ale to zawsze, zjeżdżałem w najbliższym możliwym momencie i starałem sobie 30-minut drzemki uciąć (przy bardziej dodatnich temperaturach), albo przejść się po zimnym powietrzu, wypić kawę z termosu (napój) i zapalić papierosa (przynajmniej póki paliłem, bo ponad dwa lata minęło jak rzuciłem w końcu). I nie ma „10 kilometrów do domu, jakoś to będzie”… raz zdrzemnąłem się pod Konopnicą właściwie już, wracając do Lublina z Niemiec.
Każdy z nas jest w swojej opinii wypadkową swoich doświadczeń – dlatego – choć się zgadzamy, różnimy się zarazem… Być może chłopak przyspieszył w końcowej fazie jazdy, na OSTATNIEJ JEGO PROSTEJ, to ponad 1200m więc wystarczy. A może – czytałem takie opinie – miał chłopak ciężką nogę i miał dobre auto, więc…
Reagujemy na zmęczenie podczas dłuższej jazdy w sposób logiczny – jak podałeś – zatrzymujemy się i robimy przerwę, nawet jeśli przejechaliśmy „pińcset” a zostało 5km. O ile nie wygrało znużenie i zdrowy rozsądek poszedł sobie w pi***. Mnie się kiedyś kilku dziesięciogodzinna jazda dniem/nocą/dniem, z króciutką przerwą na sen w nocy, skończyła w godzinach przedpołudniowych dnia następnego przejechanym odcinkiem drogi, którego tak naprawdę nie pamiętam… I tylko tym, szczęśliwie. Zdaję sobie sprawę że miałem dużo szczęścia, choć rozumu mi wtedy los poskąpił. Dostałem szansę i jestem szczęśliwy, że ani sobie ani innemu użytkownikowi drogi nie uczyniłem krzywdy. Dziś już takich durnot nie uprawiam…
Lecz – tak naprawdę – nie dowiemy się nigdy jak było w przypadku grudniowego wypadku. Oby tylko wszystkich nas czegoś to nauczyło i uchroniło od nieodpowiedzialnych zachowań – w przyszłości.
Pozdrawiam