PKS Zielona Góra nie zapłaci milionowej kary? Zamierza żądać odszkodowania
22:43 18-03-2016
Po rozwiązaniu umowy przez Zarząd Transportu Miejskiego w Lublinie z obsługującym niektóre linie komunikacji miejskiej przewoźnikiem PKS Zielona Góra, narasta spór dotyczący kto i w jaki sposób zawinił. Głównym powodem zerwania umowy były problemy przewoźnika ze stanem technicznym taboru. Poszło też o całokształt współpracy.
PKS Zielona Góra był rekordzistą jeżeli chodzi o kary nakładane przez ZTM. W 2015 musiał zapłacić ponad 212 tys. złotych za niewykonane kursy i brak utrzymywania standardów przewozu pasażerów. – Kursy muszą być wykonywane zgodnie z zamówionymi standardami usług, tego wymagają również nasi pasażerowie. Zgodnie z kontraktem, naliczyliśmy również karę umowną w wysokości jednego miliona złotych – wyjaśniał Grzegorz Malec, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego w Lublinie.
Początkowo przewoźnik nie chciał komentować sprawy, dopiero później odniósł się co do zarzutów kierowanych przez ZTM. Kontrole policji miały być zlecone a ZTM tylko szukał okazji, by zerwać z nimi umowę. W piątek spółka zapowiedziała, że nie zamierza zapłacić nałożonej przez Zarząd Transportu Miejskiego kary w wysokości miliona złotych. Co więcej, w wyniku zerwania kontraktu miała ponieść szkody, za które będzie się domagać przed sądem zapłaty.
Władze spółki nie wyjaśniają jednak w jakiej wysokości. Wszystko przez to, że kontrakt miał zostać rozwiązany bezprawnie. „Oświadczenie o rozwiązaniu umowy należy uznać za nieuzasadnione i bezskuteczne, zaś kara umowna naliczona przez ZTM jest nienależna” piszą w oświadczeniu. Jednak w żaden sposób nie odnoszą się do zarzutów, które były główną przyczyną rozwiązania umowy, czyli stanu technicznego swoich autobusów.
(fot. lublin112)
2016-03-18 22:22:34
Może niesprawne ale przynajmniej ludzi nie rozjeżdżali… Dla mnie kiedy jeszcze jeździłam, kierowcy autobusów lubelskich to były w większości chamy bez krzty kultury, nie raz mordę wydarł jeden z drugim jak w niedzielę trzeba było kupić bilet w autobusie, udawał, że nie widzi jak się stało przy szybie, żeby bilet kupić, albo wyzwał, bo się ośmieliło mu głowę zawracać. Może teraz jest inaczej, ale na szczęście nie muszę sprawdzać tego.
To nie jechałaś z powiedzmy wprost – chamem z zielonej góry na 78 – taki młody chłopaczek. To była dopiero ,,kultura”…
Może mordkę masz ochydną że nie można na ciebie patrzeć,to i kierowca rozumny zawału starał się unikać.
Teraz bilet kupisz tylko jak zepsuty jest biletomat (bo większość pojazdów jest już wyposażona w biletomaty).
Do tego bilet u kierowcy kosztuje 4,00 (a nie 3,20 jak w kiosku czy biletomacie) co sprawiło, że nagle ludzie dostrzegli, że bywają też miejsca, gdzie nawet w niedzielę da się kupić bilety.
A nie jak kilka lat temu jeszcze – co przystanek kilka minut postoju, bo 5-6 głąbów biletu „nie mogło gdzie indziej kupić”.
Co do sprzedaży biletów regulamin był jasny – tylko i wyłącznie na postoju pojazdu, w trakcie jazdy kierowcy nie wolno przecież prowadzić rozmów z pasażerami (regulamin mu tego zabrania).
Firmy startujące w przetargu zawsze super tabor mają. Im grubsza koperta tym bardziej nowoczesne autobusy. Ktoś przed rozstrzygnięciem, ogląda szrot którymi będą wozić? Papier wszystko przyjmie. 4 liter z za biurka nie chce się ruszyć to mamy takie efekty. Przetargi wygrywają ci co mają pojemne nesesery a nie porządny tabor. Do Lublina trafią autobusy zajeżdżone na Śląsku i jeden nowy na pokaz. Czeka nas powtórka z rozrywki, jeśli ludzie odpowiadający za transport miejski pozostaną na swoich stołkach w Ratuszu.
To sieę jeszcze zobaczy zapłaci czy nie
Czy w końcu nauczymy się wspierać to co nasze i lubelskie