Czwartek, 25 kwietnia 202425/04/2024
690 680 960
690 680 960

Niemiec oddaje część swojej emerytury, by odkupić grzechy ojca. Wszystko po tym, gdy dowiedział się jak ten traktował ludzi

Gdy dzieci niemieckiego administratora majątku w podlubartowskich Sernikach poznały niechlubną prawdę o swoim ojcu, postanowiły zrobić wszystko, by odkupić jego grzechy. Wspierają lokalna społeczność.

Serniki to jedna z najmniejszych gmin w naszym województwie, jednak o bogatej historii. W czasie II wojny światowej na zarządcę tutejszych dóbr wyznaczono Niemca Heinza Spelmanna. Miał on wraz z żoną zajmować się folwarkami z terenu prawie całej gminy a także Dworem Pałeckiego. Dwór ten pełnił wtedy funkcję reprezentacyjną, zjeżdżali tam z Lublina czy Lubartowa liczni oficerowie czy żandarmi niemieccy na huczne biesiady. Dwór służył także jako kwatera żołnierzy Wehrmachtu, którzy zostali ranni na froncie wschodnim. W Sernikach przechodzili oni rehabilitację by powrócić do zdrowia i nabrać sił.

Jednak tutejsi mieszkańcy nie mogli mieć powodów do zadowolenia. Spelmann zajmował się tymi włościami w typowo niemiecki sposób. Zarządzał majątkiem twardą ręką, a wobec swoich podwładnych był bardzo wymagający, a nawet okrutny. Mieszkańcy do dziś wspominają, że gdy przejeżdżał bryczką przez wieś, wszyscy musieli mu się nisko kłaniać a mężczyźni zdejmować czapki z głów. Jednak najbardziej w pamięci pozostało okrucieństwo zarządcy, który karał mieszkańców za każde najdrobniejsze przewinienie. Najczęściej było to biciem pejczem, który Spelmann zawsze miał przy sobie.

Nie brakowało także innych form kar za niesubordynację. Jednego z młodych mężczyzn tak pobił drewnianą pałką, że ten tylko cudem przeżył. Był to narzeczony mieszkanki Sernik Janiny Śliczniak, która wtedy pracowała we dworze jako pomoc domowa. Chłopak został skatowany tylko dlatego, że bez pozwolenia Spelmanna napił się wody ze studni. Mężczyznę na szczęście udało się uratować a po latach został mężem Janiny Śliczniak. Podobnych przypadków karania z byle powodu było wiele. Zarządca wśród lokalnej społeczności budził ogólny strach.

Nawet wobec własnych dzieci stosował wychowanie na zasadzie twardej ręki. Gdy w 1942 roku Spelmannom urodził się syn Horst, a w 1943 córka Helga, wychowywała je tylko matka. To zaś odbywało się wedle iście niemieckich standardów. Dobrze je odżywiano i „hartowano”, ale gdy płakały nie wolno było ich tulić, ani nosić na rękach. Po latach gdy wojna się skończyła a Spelmannowie wyjechali do Niemiec, obojgu dzieciom wyjaśniano, że ich rodzice byli dobrymi ludźmi. Ojciec miał pomagać żydom w ukrywaniu się, zwłaszcza że gdy kilkuletni Horst ciężko zachorował na czerwonkę, wyleczył go lubelski Żyd pediatra o nazwisku Pejser.

Niedawno dzieci Spellmanów odwiedzili Serniki, gdyż chcieli poznać więcej informacji na temat rodziców. Wtedy też poznali niechlubną prawdę o swoim ojcu. Zapewnienia rodziny że był on dobrym człowiekiem okazały się całkowicie inne. Dowiedzieli się również, że Żyd który wyleczył Horsta, pomimo próśb o pomoc w ukryciu przed prześladowaniami, został zamordowany. Spotkali się także z obecnie 93-letnią Janiną Serwin, która między innymi opowiedziała historię brutalnego pobicia narzeczonego za „bezprawnie” wypitą wodę i przypomniała atmosferę tamtego czasu, zwłaszcza dawnego dworu. Horst i Helga znów wrócili do Sernik, by przeprosić wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób zostali skrzywdzeni przez ich ojca.

Związki rodziny Spelmannów z Sernikami trwają do dzisiaj. – Zgodnie z deklaracją złożoną podczas ubiegłorocznej wizyty, Horst przekazuje część swojej emerytury na potrzeby sernickiej biblioteki. Został też zaproszony na tegoroczne obchody 100-lecia bitwy, która rozegrała się w okolicach Nowej Woli, Brzostówki i Wólki Zawieprzyckiej podczas I wojny światowej. Mamy tutaj dwa cmentarze żołnierzy niemieckich, austro-węgierskich i rosyjskich, na których podczas sierpniowych uroczystości chcemy razem złożyć kwiaty i zapalić znicze. Horst Spelmann wstępnie przyjął zaproszenie, a teraz uzgadniamy szczegóły – mówi wójt Gminy Serniki Stanisław Marzęda. Jego zdaniem podtrzymywanie kontaktów przez potomka byłego zarządcy to życzliwy gest niezwykle wrażliwego człowieka, który nie odcina się od przeszłości ani miejsca, w którym się wychowywał.

(fot. wikipedia)
2015-05-03 15:07:27

5 komentarzy

  1. kawal [] reszta dziada mocny w gebie i w swoich czynach wiedzac ze ma przewage krotko mowiac niemieckie []

  2. Sorry, walczyliśmy na kilka frontów, nasi sojuszniczy okazali się najgorszymi okupantami. Ale tam też walczyli ludzie, bo musieli za swoją ojczyznę. A najgorszy człowiekowi jest człowiek…

  3. czy jakikolwiek UBek, SBek, agent Informacji Wojskowej, PPRowiec, GLowiec lub ALowiec zdobył się na taki gest, albo ich pomiot? Nie słyszałem, a mordowali Polaków gorzej niż Niemcy i niekiedy żerują na Polsce oraz Polakach po dziś dzień otrzymując wysokie emerytury… i jeszcze jakiś Komoruski czy inny POwiec będzie Nam bełkotał, że w „wolnej” Polsce, żyjemy, mimo iż dekomunizacji nie widzieliśmy…

  4. Sa jeszczel udzie na tym swiecie.

Z kraju