Piątek, 29 marca 202429/03/2024
690 680 960
690 680 960

To była wakacyjna wyprawa życia: Przejechali rowerami Europę

Trzech studentów z Lublina postanowiło aktywnie spędzić wakacje. Wsiedli więc na rowery i ruszyli na podbój Europy. W 12 dni pokonali 1500 kilometrów.

Adam Miedzwiecki, student Politechniki Lubelskiej, Paweł Stępień, student Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie oraz Eryk Winiarski, student Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie to zapaleni rowerzyści. Od lat każdą wolną chwilę spędzają na dwóch kółkach, organizowali wyprawy po Bornholmie, Litwie czy też Suwalszczyźnie. W te wakacje zaplanowali wyprawę po Europie, z Belgii przez Holandię, Niemcy do Polski. – Jazda na rowerze od zawsze była naszą pasją. Każdy z nas od dzieciństwa marzył o beztroskim zwiedzaniu świata, a kto inny jak nie rowerzysta ma szanse zobaczyć, aż tyle, nie schodząc z własnego środka transportu – wyjaśnia Adam Miedzwiecki. Miesiąc wcześniej rozpoczęli przygotowania, trenowali formę jeżdżąc na rowerze i ćwicząc na siłowni. Największym wyzwaniem było pokonanie tak dużego dystansu, w tak krótkim czasie.

Wyprawa rozpoczęła się w niedzielę 12 lipca, cała trójka udała się do Warszawy, skąd z lotniska Okęcie odlecieli do Belgii. Tam wsiedli na rowery i ruszyli w trasę. Przez 12 dni pokonali 1500 kilometrów. Zwiedzili m.in. Brukselę, Antwerpię, Rotterdam, Hagę, Amsterdam i Hamburg. -Na swojej trasie spotkaliśmy wiele pomocnych nam osób oraz zobaczyliśmy niesamowite miejsca z rowerowego siodełka. Kondycja dopisała i dojechaliśmy do Polski 3 dni wcześniej niż planowaliśmy. Średni dzienny dystans jaki pokonywaliśmy to około 130km – tłumaczy Adam Miedzwiecki. -Z samego rana, o godzinie 9 jedliśmy śniadanie, a następnie braliśmy się za pakowanie namiotu i rzeczy na rowery. Dzień wcześniej ustalaliśmy trasę i ewentualne zwiedzanie. Przez większość dnia jeździliśmy wśród pól i lasów, przerwy robiliśmy zazwyczaj w miasteczkach przy supermarketach. Zwiedzanie miast polegało na przejechaniu się wokół centrum oraz dłuższych postojach przy najważniejszych atrakcjach turystycznych. Według nas, jeżeli miasto sprzyja rowerzystom, to nie ma lepszej metody na zwiedzanie. W trakcie dnia robiliśmy przerwę na obiad, który zazwyczaj sami gotowaliśmy na kuchence turystycznej. Wieczorem po rozbiciu namiotu mieliśmy czas żeby posiedzieć i pogadać – relacjonuje Adam.

Zmienna pogoda nie zawsze sprzyjała podczas pokonywania kolejnych kilometrów. Pierwsze 3 dni przywitały rowerzystów deszczem, lecz jak twierdzą, byli przygotowani na taką aurę. – Lekka kurtka, długie spodnie i bez problemu można pokonywać takie same dystanse jak w słoneczny dzień. Jedynym warunkiem jest to żeby mieć zawsze przygotowany suchy komplet ubrań do spania. Noc spędzona w przemoczonym namiocie nie jest czymś przyjemnym, o czym mogliśmy się przekonać na własnej skórze – dodaje Paweł Stępień. Jednak jak się okazało, kolejne dni były już łaskawsze i choć nie brakowało chmur, to głównie dopisywało słońce, a więc warunki do jazdy sprzyjały.

Uczestnicy wyprawy mieli ze sobą namioty, w których spędzali noce. Bardzo pomocni byli okoliczni mieszkańcy, którzy chętnie pomagali rowerzystom. – Codziennie o godzinie 21 kończyliśmy jazdę i zaczynaliśmy poszukiwania gospodarstw, na których rozbijaliśmy namiot. W Belgii i Holandii bez problemów znajdowaliśmy osoby, które bez żadnych przeszkód przyjmowały nas na jedną noc oraz oferowały prąd i wodę. Gdy wjechaliśmy na teren Niemiec pierwszy raz mieliśmy taką sytuację, że nie mogliśmy znaleźć miejsca na nocleg. Na szczęście w pobliżu znajdował się kemping, na którym się rozbiliśmy. Taką sytuację mieliśmy tylko raz i zapewne po prostu mieliśmy pecha, bo z kolei następnego dnia pod Bremą gospodarze, którzy nas gościli, zaprosili nas na rodzinnego grilla – tłumaczy Eryk Winiarski. Metoda „na gospodarza” była podstawowym sposobem na znalezienie noclegu. Z kempingów korzystali tylko trzykrotnie, raz właśnie w Niemczech, oraz później gdy swoją jazdę kończyli bardzo późno i nie wypadało już im chodzić po ludziach i pytać czy mogą rozbić namiot. – Łącznie na noclegi podczas całej wyprawy wydaliśmy po mniej więcej 50zł i do tego mieliśmy możliwość zapoznania się z bardzo ciekawymi osobami – tłumaczą rowerzyści.

Większość pokonanej trasy starali się pokonywać ścieżkami rowerowymi, czy też mało uczęszczanymi drogami. Przede wszystkim miało to na celu zapewnienie sobie bezpieczeństwa, co do którego przykładali olbrzymią wagę. – Kwestia ta była dla nas bardzo istotna od samego początku. Nie przypadkowo wybraliśmy na naszą pierwszą długodystansową trasę takie państwa jak Belgia, Holandia czy Niemcy. Ścieżki rowerowe pozwalają w tych krajach na przemieszczanie się między miastami bez żadnych przeszkód. Większość tras prowadzi przez mało uczęszczane drogi, które na całej długości są doskonale oznakowane. Kierowcy wyprzedzając rowerzystów, robią to prawie drugim poboczem, także można bez większych obaw podróżować jako normalny uczestnik ruchu drogowego – dodaje Adam Miedzwiecki.

Wyprawa okazała się sukcesem i trójka przyjaciół już planuje kolejną. – Mamy kilka pomysłów i trudno zdecydować, która trasa będzie najciekawsza. Na razie odpoczywamy po wyjeździe, ale już niedługo trzeba będzie zająć się organizacją oraz poszukiwaniem sponsorów. Zachęcamy wszystkich do aktywnego spędzania wakacji i urlopów. Zapraszamy na naszą stronę na facebook’u, gdzie znajdziecie zdjęcia i więcej wspomnień z wyprawy! Europa na 2 koła – tłumaczyli nam rowerzyści.

Wyprawa rowerowa „Europa na 2 koła” była objęta patronatem przez Krzysztofa Hetmana, Posła do Parlamentu Europejskiego oraz portal lublin112.pl.

(fot. nadesłane)
2015-07-26 13:14:53

6 komentarzy

  1. co to za bzdurny tytuł, 1500 km. to za mało żeby Polskę przejechać , nawet nie czytam dalej

    • gimbusie,z Lublina do granicy z Niemcami wschodnimi jest ok 650km,do Szczecina mamy 760 km.wejdź na google maps i tam ci wyjda kilometry.Jak ci ciężko chodzić na geografię to nie udzielaj się i nie pisz bzdur.Jeśli polska by miała szerokości 1500km to by sięgała za Belgię pało.

      • Tobie by się lepiej szkoła przydała w całości (nie tylko geografia), bo tylko tam nabyłbyś umiejętność odbioru tekstu ze zrozumieniem…
        Nie trzeba być mocarzem, żeby zdać sobie sprawę, że „kierowca bmw” miał na myśli, że 1500km to za mało, ażeby przejechać (INACZEJ – zwiedzić, objechać, przemierzyć) Polskę i jej najciekawsze miejsca. Nie przejechać ze wschodu na zachód czy z południa na północ, tak jak Ty to nie wiedzieć czemu odebrałeś.

        Boże, że takie rzeczy trzeba wyjaśniać i rozmieniać na drobne.

  2. Sorry, ale to trochę naciągane… I to jeszcze z takim patronatem.
    Gdyby wyjechali z Lublina i tu byłaby również meta, w tripie 3k kilometrów lub więcej – to by było coś. A tak to ani dystans, ani czas jaki im to zajęło, ani nawet odwiedzane miejsca szału nie robią. Są ciekawsze nazwy w Europie, które przyciągają jak magnes.
    Impreza dobra dla lepiej zachowanych bywalców uniwersytetów trzeciego wieku, a nie młodych ludzi U-25.
    Ja się bawię w dzienne (od rana do wieczora) wyprawy 250-300km z Lublina w różne kierunki i nie uważam tego za coś z czym można pukać do mediów.

  3. w tamtym roku licealiści zrobili to samo, a o nich cisza na Waszym portalu

    • Nie jesteśmy w stanie sami dotrzeć do każdego, kto wychodzi z ciekawą inicjatywą. Pod początku naszego istnienia wspieramy osoby, które mają ciekawe pomysły, robią nietuzinkowe rzeczy itp. Jeżeli osoba taka się do nas zgłasza, to zapewniamy jej wsparcie czy też patronat nad inicjatywą. Pozdr

Z kraju